wtorek, 28 listopada 2017

Komunikat wojenny nr 6/1943



Komunikat wojenny nr 6/1943

Przebieg działań.
Podążający z Aleutów na Clipperton okręt zaopatrzeniowy OP Kałamarnica (SDS-3 1942) napotkał japoński masowiec o pojemności ok. 12 000 BRT, przewożący z Peru rudę miedzi i guano. Ponieważ statek japoński nie reagował na sygnały zatrzymania maszyn, ani nawet na strzały ostrzegawcze, został za pomocą kilkunastu strzałów z dział 135 mm zatopiony. Była to pierwsza i pierwsza skuteczna akcja naszego okrętu w roli krążownika pomocniczego w tej wojnie.
Następną ofensywną akcję wykonała 3.Flotylla niszczycieli (10 typu Cumulonimbus DD-43 1928), atakując wyspy Ogasawara (Bonin). Podchodząc do wysp nasza flotylla spotkała i zatopiła japoński pomocniczy patrolowiec (adaptowany trawler), po czym ostrzelała wyspę Chichi-jima. Mimo, że akcja ta miała znikome znaczenie militarne, była pierwszym w tej wojnie naszym atakiem na terytorium uznawanym za rdzennie japońskie.
Nasze dowództwo obszaru RB 5.Floty zaplanowało kombinowaną akcję, mającą jednocześnie dostarczyć posiłki i zaopatrzenie na Babelthuap oraz zniszczyć japoński zespół okrętów, wspierających swoje wojska lądowe na tej wyspie. W tym celu wyszedł z Rabaulu zespół w składzie:
- 1.Eskadra lotniskowców - 2 typu Hetman Kamieniecki (CV-2 1930;
- 1 krążownik liniowy typu Bolesław Śmiały (BC-1 1917/1933;
- 6.Eskadra krążowników - 1 typu Giżycko (CA-14 1937), 2 typu Tarnopol (CL-32 1936);
- 8.Flotylla niszczycieli - 8 typu Boreasz (DD-70 1936);
- 8.Dywizjon eskortowców - 3  typu Karetta (EE-25 1942);
- 3 transportowce desantowe typu Kattegat (TSL-1 1934).
W odległości ok. 100 Mm od wyspy zespół się rozdzielił; transportowce w osłonie eskortowców podążyły w kierunku zatoki Namai, a reszta poczęła krążyć w rejonie na wschód od wyspy. Kiedy do dowódcy zespołu dotarł sygnał od transportowców, że w rejonie lądowania npla nie zaobserwowano, wydany został rozkaz do ataku na grupę japońskich okrętów w rejonie Zatoki Koror. W skład japońskiego zespołu wchodziły 2 krążowniki ciężkie, jeden lekki i osiem niszczycieli. Pierwsza fala naszego ataku składała się z 21 bombowców nurkujących, 21 samolotów torpedowo-bombowych oraz 10 myśliwców. W zespole japońskim tylko 4 niszczyciele były w ruchu, pozostałe okręty stały na kotwicach; mocno ułatwiło to zadanie naszej grupy lotniczej. Na skutek ataku jeden ciężki krążownik japoński, trafiony trzema torpedami i jedną bombą, przewrócił się na burtę i zatonął w ciągu kilku minut. Drugi ciężki krążownik miał więcej szczęścia; „zainkasował” tylko jedną bombę półtonową, która wyłączyła mu jedną z kotłowni. Gorszy los przypadł japońskiemu krążownikowi lekkiemu; jedna torpeda i dwie bomby szybko posłały go na dno Zatoki Koror. Zatonął także – trafiony dwiema bombami - jeden z japońskich niszczycieli. Meldunek dowódcy zespołu lotniczego o sukcesach oraz braku przeciwdziałania lotniczego wroga, skłonił dowodzącego naszym zespołem do wydania rozkazu startu identycznej grupy lotniczej z drugiego lotniskowca, celem „dobicia” wroga. Ponowny atak nie przyniósł jednak już tak dobrych wyników; niezdolne wcześniej do ruchu japońskie okręty odkotwiczyły i efektem „poprawki” było jedynie zatopienie jednego niszczyciela i pogłębienie uszkodzeń wcześniej trafionego krążownika ciężkiego. Powracające z akcji nasze samoloty zauważyły - i natychmiast o tym zameldowały – podchodzącą do Palau z północnego zachodu grupę obcych okrętów, wyglądających na transportowce w osłonie niszczycieli. Okazało się, że Japończycy podjęli prawie w tym samym czasie podobną akcję, mającą na celu dowóz posiłków na Babelthuap. Zespół japoński składał się z:
- 2 lotniskowców typu Junyo;
- 2 pancerników typu Ise;
- 1 krążownika ciężkiego typu Mogami,
- 2 krążowników lekkich typu Kuma,
- 12 niszczycieli
- 2 transportowców wojska (łącznie 2 200 żołnierzy).
W chwili, kiedy japoński dowódca otrzymał informacje o polskim ataku w Zatoce Koror rozkazał, aby transportowce w eskorcie 6 niszczycieli podążały dotychczasowym kursem w celu albo wykonania wyładunku, albo „na wabia” dla polskich lotniskowców. Resztę zespołu zatrzymał w odległości, która – jego zdaniem – uniemożliwiała ich wykrycie przez polskie rozpoznanie. Podstęp w zasadzie się udał; trzecia fala naszych samolotów uderzyła na transportowce i ich eskortę. Na skutek tego ataku, obydwa transportowce japońskie zostały zatopione, a jeden niszczyciel uszkodzony. Teraz na scenę walki weszły grupy lotnicze z japońskich lotniskowców. Cel ataku Japończycy dość precyzyjnie określili na podstawie naszych wcześniejszych akcji lotniczych. Ponad setka japońskich samolotów uderzyła na nasze główne siły; ani patrol powietrzny w sile 10 myśliwców, ani naprędce poderwane w powietrze następnych 20, nie były w stanie utrzymać tej siły z dala od własnych ciężkich jednostek. Skutkiem japońskiego ataku, lotniskowiec Hetman Zamoyski otrzymał 1 trafienie torpedą oraz 4 bombami, które całkowicie rujnując hangary wyłączyły go z akcji. Hetman Kamieniecki „wykpił się” tylko jedną bombą w okolicy rufowego podnośnika. Ponadto nasz krążownik liniowy został uszkodzony jedną bombą, a  niszczyciel Zefir zatopiony. Ponieważ wyładunek wojska i sprzętu został już prawie zakończony, polski dowódca pojął decyzję o odwrocie. W trakcie odwrotu wyokrętowano z Hetmana Zamoyskiego zbędną część załogi, pozostawiając na pokładzie tylko grupy awaryjne. Kiedy już się wydawało, że okręt zostanie uratowany, jakiś niekontrolowany wypływ oparów z uszkodzonej instalacji paliwowej „spotkał się” z niezlokalizowanym źródłem ognia, co skutkowało łańcuchem eksplozji paliwa i amunicji i w efekcie zatopieniem okrętu. Ocena powyższej bitwy nie jest łatwa; straty obu stron wydają się porównywalne, ale to my dostarczyliśmy na wyspę posiłki (2 400 żołnierzy oraz 1 400 t sprzętu i zaopatrzenia), a nie Japończycy (za wyjątkiem ok. 200 rozbitków bez broni, zaopatrzenia i z morale właściwym dla człowieka dryfującego kilka godzin na kawałku deski).
Równolegle z powyższą operacją, Japończycy wykonali akcję o charakterze dywersyjno-demonstracyjnym, bombardując z morza Yap. Uczestniczyły w niej dwa krążowniki liniowe, jeden krążownik lekki i 4 niszczyciele. Chociaż zniszczenia na wyspie są spore (potrzeba kilku tygodni na ich usunięcie), to dywersja ta spaliła na panewce, bo nie odciągnęła od Palau ani jednego naszego okrętu, czy samolotu.
Nabiera „rumieńców” wojna podwodna. Japońskie okręty podwodne stały się bardziej aktywne, topiąc m.in. trzy chińskie statki o łącznej pojemności ok. 11 000 BRT. W rewanżu, polskie OP zatopiły dwa japońskie frachtowce o łącznej pojemności ok. 9 500 BRT. Poważne sukcesy odnotowały nasze wodnosamoloty patrolowe; w ciągu 3 miesięcy atakując 91 OP wroga i topiąc 3 z nich. Nadal trwa akcja podwodnego minowania akwenów uczęszczanych przez japońską marynarkę handlową. W ostatnim czasie postawiono tam ok. 600 min, w tym ok. 200 niekontaktowych. Ostatnią ofiarą tych działań stał się japoński niszczyciel, któremu mina urwała dziób, okręt jednak udało się uratować.  
Ze zmiennym powodzeniem toczą się walki na froncie chińskim. Lokalne przełamania chińskiej obrony zostały zlikwidowane za pomocą elementów polskiej dywizji pancernej. Aktualnie w walkach na tym froncie jest zaangażowanych po ok. 700-800 tys. żołnierzy po obu stronach.
Aspekty polityczne.
Na skutek nacisku japońskiej dyplomacji, Syjam przyjął francuskie ultimatum w całości. Jest to całkiem zrozumiałe; ostatnią rzeczą, której rząd cesarski by pragnął, to jeszcze jedno mocarstwo w wojnie przeciw niemu.
Bilans strat.
Po stronie polskiej:
- zatopionych: 1 lotniskowiec, 2 lekkie krążowniki, 1 kanonierka, 1 kanonierka rzeczno-morska, 2 niszczyciele, 3 okręty podwodne, 1 podwodny stawiacz min, 1 eskortowiec, 1 patrolowiec, 4 kutry patrolowe, 1 kuter desantowy, 3 holowniki, 5 statków;
- zestrzelonych lub zniszczonych na ziemi 390 samolotów;
- zabitych i wziętych do niewoli 4390 osób.
Po stronie chińskiej:
- zatopionych: 1 okręt podwodny,
- 3 statki;
- zestrzelonych lub zniszczonych na ziemi 113 samolotów;
- zabitych i wziętych do niewoli 47400 osób.
Po stronie japońskiej:
- zatopionych: 2 lotniskowce, 2 ciężkie krążowniki, 1 lekki krążownik, 4 niszczyciele, 3 okręty podwodne, 1 trałowiec, 14 statków;
- zestrzelonych lub zniszczonych na ziemi 472 samoloty;
- zabitych i wziętych do niewoli ok. 36550 osób.
Po stronie syjamskiej:
- .

24 komentarze:

  1. Na szybko jedno pytanie: według Twojego zestawienia flot Japonia miała 2 lotniskowce typu Shokaku. W Komunikacie numer 1 poinformowałeś, że zatopiliśmy właśnie Shokaku (i Akagi). A tu piszesz znów o dwóch lotniskowcach typu Shokaku.
    H_Babbock

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój błąd, już poprawiłem. Dziękuję za zwrócenie uwagi.
      To są właśnie "uroki" prowadzenia dokładnych zestawień sił i jednocześnie chęci konkretyzowania opisów walk. Trzeba w takim przypadku na bieżąco i starannie aktualizować zestawienia, co jest naprawdę bardzo czaso- i pracochłonne. Drobne niedopatrzenie i pojawiają się takie błędy, jak teraz.

      JKS

      Usuń
  2. Oczywiście cieszy dostarczenie posiłków na wyspę. Ale w zakresie działań ściśle morskich uważam, że zdecydowanie przegraliśmy. Japończycy stracili 1 ciężki i 1 lekki krążownik (plus jeden uszkodzony). Myśmy stracili wielki lotniskowiec plus drugi ciężko uszkodzony. Plus stracone wszystkie samoloty z obu lotniskowców (bo nie miały gdzie wylądować). Tym bardziej niepokojące, że w przegraliśmy w starciu z dwoma lotniskowcami lekkimi, mającymi mniej samolotów.
    Głównej przyczyny przegranej (klęski?) upatrywałbym w niewybaczalnym błędzie wysłania w akcję tylko dwóch naszych lotniskowców (z dziewięciu!). Większy zespół mógłby zapewnić zarówno siły do ataku, jak i równocześnie do osłony myśliwskie. A w najgorszym wypadku (zaskoczenia atakiem wroga) byłoby czym kontratakować.
    Podobny błąd popełnili Japończycy, ale szczęście, oraz w tym wypadku trochę rozwagi, pozwoliło im mimo wszystko na błyskotliwy sukces.

    Opis jak sądzę powstał na bazie meldunków z naszych okrętów, stąd przesadzona informacja o „ponad setce japońskich samolotów”. Lotniskowce typu Junyo nosiły po 48 samolotów (w tym 30 torpedowych i nurkowców), więc maksymalnie w ataku mogłoby uczestniczyć powiedzmy do 70 samolotów, w tym do 50-kilka bombowych. Efekt, czyli ponad 8 trafień, jest więc bardzo dobry.

    Uwaga techniczna. Z opisu wynika, że wysyłaliśmy pierw grupę lotniczą z jednego lotniskowca, a potem drugą falę z drugiego. To też błąd. W celu skrócenia czasu wysłania grupy lotniczej oraz dywersyfikacji ryzyka każda fala ataku powinna się składać z samolotów obu lotniskowców.

    H_Babbock

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie podzielam powyższą opinię. Dostarczenie posiłków to dość marny sukces, a rzekłbym, że nawet typowe "pyrrusowe zwycięstwo". Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że - jak dotąd - niezauważalna wprost jest nasza przewaga technologiczna. W tej bitwie zawiodło, kolejny raz po naszej stronie, rozpoznanie. Zarówno lotnicze, jak i elektroniczne.
      ŁK

      Usuń
    2. Uszkodzenia naszego drugiego lotniskowca nie są wielkie; bomba japońska wyłączyła z działania rufowy podnośnik i ok. 20 m długości pokładu startowego na rufie z prawej burty. Przyjęcie na pokład samolotów (również części z zatopionego lotniskowca) było więc możliwe, choć trochę utrudnione. Stąd straty w lotnictwie nie są takie jak pisze kolega H_Babbock; ok. 50% samolotów i 35% ich załóg.
      Rozpoznanie faktycznie zawiodło. Japończycy atakowali bezpośrednio po naszym ataku na transportowce i radarzyści uznali widoczne na ekranie samoloty japońskie za ostatnią grupę samolotów własnych, wracających po ataku. Kiedy samoloty własne już wróciły, a na ekranach nadal widać było cele, było już za późno na efektywne przeciwdziałanie.
      Pomimo tego, co piszecie, wynik starcia nie jest taki zły. My mieliśmy dwa zadania:
      - wysadzić na wyspę posiłki - wykonane i
      - zniszczyć zespół japoński wspierający działania na lądzie - wykonane częściowo.
      Japończycy też mieli dwa zadania:
      - wysadzić na wyspę posiłki - niewykonane i
      - osłonić tę akcję oraz własny zespół wspierający działania na lądzie - w większości niewykonane. Szczęśliwy dla nich splot okoliczności (oraz celowe działania lotniskowców - o czym niżej) pozwolił im na uzyskanie efektów nieplanowanych. Pisząc o celowym działaniu japońskich lotniskowców, mam na myśli ich taktykę pozostawania "za kulisami"; my atakując zespół wsparcia, a potem transportowce odkryliśmy się, a obecność lotniskowców przeciwnika pozostawała dla nas nieznana do ostatniej chwili.

      JKS

      Usuń
    3. Błąd polskich radarzystów to jedno, ale dlaczego zaniechano strategicznego rozpoznania terenu planowanej operacji przy użyciu łodzi latających dalekiego zasięgu? Mamy chyba przecież w składzie floty przynajmniej jeden okręt-bazę dla obsługi takich lotów? Dla mnie żenujący jest jeszcze jeden aspekt tej bitwy: dwa improwizowane (niedokończone liniowce pasażerskie!) i dość powolne japońskie lotniskowce (lekkie?, eskortowe?) pogromiły dwa polskie "pełnokrwiste" lotniskowce uderzeniowe. Gdyby Japończycy zdali sobie sprawę z osiągniętego sukcesu - zapewne wyprowadziliby uderzenie finalne, które oznaczałoby totalną destrukcję polskiego zespołu. Wydaje mi się, że błędy popełniane przez polskich dowódców wskazują, iż w okresie pokojowym zaniedbano prowadzanie regularnych manewrów morskich w zakresie strategii i taktyki użycia w walce dużych zespołów floty.
      ŁK

      Usuń
    4. A co z rozpoznaniem wywiadowczym, radioelektronicznym (strona polska) i agenturalnym (strona chińska)? Wywiad chiński może osiągnąć spore rezultaty w Korei i na Tajwanie.

      Usuń
    5. Do JKS. Rozpatrywanie wyników bitwy z perspektywy wyłącznie celów stron versus ich realizacja, w oderwaniu od ważności tych celów, oraz przede wszystkim od strat poniesionych, nie jest moim zdaniem zasadne. Taki tok rozumowanie (czyli „czy zrealizowano cele”) prowadzi np. do tezy, że bitwa pod Kuantanem to zwycięstwo Brytyjczyków. Przecież chcieli nie dopuścić do desantu pod Kuala Lumpur – i desantu nie było (tego dnia). A Japończycy chcieli zdobyć Singapur i tego dnia (oraz przez kolejne kilkadziesiąt dni) jeszcze tego nie zrealizowali.

      Czy dowóz naszych posiłków na wyspę (a w konsekwencji przedłużenie szans na jej utrzymanie) to jest sprawa decydująca w dalszych losach wojny? Na pewno nie. Decydujące będzie, kto wywalczy „panowanie na morzu”, a o tym zadecydują bitwy lotniskowców. Z tej perspektywy strata ciężkiego lotniskowca przez nas to poważna sprawa.

      Koledzy zwracają uwagę na rozpoznanie. Oczywiście to jest bezpośrednia przyczyna porażki. Ale podstawowy błąd leżał w podziale sił. Już od czasów Nelsona (lub wcześniej) absolutnie unikano dzielenia sił głównych na oddzielnie operujące eskadry. W XX wieku zawsze siły główne działały, jako „jedna pięść”. W tym kontekście wysłanie przez nas wydzielonej grupy 2 lotniskowców w obszar zagrożony przez wroga, było podstawowym błędem.
      H_Babbock

      Usuń
    6. Do H_Babbock. Masz całkowitą rację. Wysłaliśmy stosunkowo niewielkie siły, choć mieliśmy możliwość rzucenia do akcji znacznie silniejszej eskadry. A wszystko stąd, że nie rozpoznaliśmy potencjału wroga w tym rejonie i ulegliśmy złudzeniu, że to co wysyłamy w zupełności wystarczy. Zaczęliśmy wojnę z wysokiego "C", a później - o dziwo - jest coraz gorzej! Jak tak dalej pójdzie, to chyba będziemy musieli przeprowadzić jakąś operację "false flag" (na styku francusko-syjamskim), by wciągnąć do wojny także Francję. O Chińczyków aż boję się pytać, bo zapewne dostają ciężkie "bęcki"! :)
      ŁK

      Usuń
    7. Kolego ŁK, tak, zaniedbano dalszego rozpoznania, wykraczającego poza wąsko rozumiane samo zadanie, to duży błąd. W tej sytuacji, zaskoczeniem dla naszych sił było nawet pojawienie się transportowców, o lotniskowcach już nie wspominając.
      Kolego Stonk, coś tam w wywiadzie się rusza, ale zanim osiągnie zadowalające rezultaty, to jeszcze potrwa.
      Kolego H_Babbock, sprowadzanie kryterium cel/rezultat do absurdu niewiele nam da, tym bardziej, że przytoczony przez Ciebie przykład historyczny jest tendencyjny i nie do końca oparty na faktach. Po kolei:
      - zespół adm. Philipsa wyszedł w morze w celu zniszczenia japońskich transportowców, które już wykonywały desant w rejonie Singora i Patani, tego celu nie osiągnięto, a nawet z niego zrezygnowano, po utracie momentu zaskoczenia (rozpoznanie przez "I-165" i samoloty) oraz otrzymaniu informacji o braku możliwości osłony lotniczej w rejonie planowanego ataku;
      - w trakcie odwrotu zespół brytyjski otrzymał fałszywą informację o japońskim desancie pod Kuantanem i adm. Philips wyznaczył zespołowi nowe zadanie, które też zrealizowane nie zostało, bo wobec nieistnienia desantu pod Kuantanem, zrealizowane być nie mogło;
      - reasumując, Brytyjczycy żadnego celu nie osiągnęli, co jest niewątpliwie porażką;
      - celem Japończyków było zdobycie Singapuru i cel ten osiągnęli (dlaczego mieliby go osiągnąć akurat tego samego dnia?), a dodatkowo uzyskali niespodziewany "zarobek", co jest niewątpliwie sukcesem.
      Wracając do naszej bitwy pod Palau:
      - my swoje cele prawie całkowicie zrealizowaliśmy (trzeba jednak przyznać, że były postawione dość wąsko, bez szerszej perspektywy), choć z dotkliwymi stratami;
      - Japończykom planowanych celów zrealizować się nie udało, ale w zamian uzyskali nieplanowany zysk;
      - reasumując; po stronie polskiej dwa plany zrealizowane i nieplanowana strata, po stronie japońskiej dwa plany niezrealizowane i nieplanowany zysk, to mi wygląda na remis;
      - jeżeli weźmiemy pod uwagę stosunek zaangażowanych sił, to przy słabszej o 40% grupie lotniczej, Japończycy wyraźnie przeważali w pozostałych klasach, z uwagi na naszą wyższość technologiczną - powiedzmy remis;
      - stosunek strat bezpowrotnych okrętów też jest wyrównany, gorzej wygląda sprawa okrętów uszkodzonych i samolotów, ale z kolei straty ludzkie na naszą korzyść - ogólnie blisko remisu.
      W sumie jestem przekonany, że starcia tego nie można uznać za klęskę (jak niektórzy sugerują), chociaż na pewno mogło być lepiej.
      Bitwy lotniskowców nie biorą się z niczego; są konsekwencją przeciwstawnych dążeń przeciwników i to czasami dążeń o - wydawałoby się - niewielkim znaczeniu strategicznym.
      Nie bardzo rozumiem zarzut dzielenia sił; nie przypominam sobie w dziejach nowożytnych, aby do jednej bitwy wystawiono całą flotę, a i użycie jej większości było bardzo rzadkie. W przypadku porażki, działanie takie praktycznie źle kończy wojnę; czas walnych bitew (również na lądzie) minął. Użycie dodatkowych dwu lotniskowców mogło dać sukces, ale również dotkliwą porażkę.
      Kilka uwag natury ogólnej; to dopiero trzeci czy czwarty miesiąc wojny, ciągle jeszcze trwają w naszej flocie zmiany organizacyjne, weryfikacja kadr (historycznie wielu wybitnych w czasie pokoju oficerów w czasie wojny się nie sprawdziło - vide kmdr Kłoczkowski) i ogólne "docieranie" Mam niepłonną nadzieję, że z czasem będzie lepiej; poprawi się wywiad i rozpoznanie, dowodzenie w boju, a przede wszystkim wykorzystanie przewagi technologicznej. Nie ważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy.

      JKS

      Usuń
    8. Napisałeś „nie przypominam sobie w dziejach nowożytnych, aby do jednej bitwy wystawiono całą flotę”. Pierw sprostowanie – ja pisałem o „siłach głównych” (czyli pancernikach potem lotniskowcach). Patrząc od wojny Chińsko-Japońskiej do każdej bitwy strony wystawiały wszystkie sprawne okręty liniowe (u Japończyków także krążowniki pancerne). Tak było w starciach kolo Port Artur, potem pod Cuszima. Tak działały floty na Morzu Północnym w PWS, na Morzu Śródziemnym w czasie DWS. Na Pacyfiku siły główne to lotniskowce. USA po Morzu Koralowym, do każdej operacji wystawiały wszystkie lotniskowce i tak było praktycznie do końca wojny. Japończycy kombinowali z dzieleniem, ale po kolejnej porażce w bitwie koło wysp Salomona, zawsze wystawiali całość sił lotniskowców.

      H_Babbock

      Usuń
    9. Mogę prosić o jakieś przykłady wystawienia przez główne wojujące siły IIWS całości sił pancernych lub lotniskowców w jednej bitwie?

      JKS

      Usuń
    10. Przykłady? Proszę bardzo. Pacyfik, obie strony wystawiły wszystkie zdolne do akcji lotniskowce uderzeniowe w bitwach pod Santa Cruz, 1-szej bitwie na Morzu Filipińskim oraz (USA) w 2-giej bitwie na Morzu Filipiński. Nie sprawdzę teraz szczegółów, ale wydaje mi się, że we wszystkich akcjach lotniskowców USA pomiędzy początek 1943-czerwiec 1944 uczestniczyły wszystkie sprawne lotniskowce uderzeniowe.
      Na Morzu Śródziemnym np. pod Matapanem admirał Cunnigham prowadził wszystkie swoje pancerniki.
      We wczesnym okresie wojny powietrzno morskiej zdarzały się przypadki wysyłania części lotniskowców do oddzielnych zadań (w tym Morze Koralowe, oraz po stronie Japońskiej Midway i Wyspy Salomona). Pod koniec wojny także USA pozwalało sobie na wysyłanie mniejszych grup lotniskowców. Ale w okresie „prawdziwej wojny lotniskowców” (od Midway do 1-szej bitwy na Morzu Filipińskim) chyba nie ma ani jednego przypadku działań mniejszych grup lotniskowców uderzeniowych.
      H_Babbock

      Usuń
    11. No to do roboty...
      1. Bitwa pod Santa Cruz - Amerykanie wystawiają 2 lotniskowce uderzeniowe z 3 aktualnie sprawnych (67%) i 1 pancernik z 12 aktualnie sprawnych (17%); Japończycy wystawiają 4 lotniskowce uderzeniowe z 4 aktualnie sprawnych (100%) i 2 pancerniki z 12 aktualnie sprawnych (17%); średnio 50%.
      2. Obydwie bitwy na Morzu Filipińskim - Amerykanie wystawiają 7 lotniskowców uderzeniowych z 23 aktualnie sprawnych (30%) i 7 pancerników z 17 aktualnie sprawnych (41%); Japończycy wystawiają 6 lotniskowców uderzeniowych z 11 aktualnie sprawnych (55%) i 5 pancerników z 9 aktualnie sprawnych (56%); średnio 46%.
      3. Bitwa pod Matapan - Anglicy wystawili 1 lotniskowiec z 3 aktualnie sprawnych (33%) i 3 pancerniki z 9 aktualnie sprawnych (33%); Włosi wystawili 1 pancernik z 5 aktualnie sprawnych (20%); średnio 29%.
      Jak widać, przytoczone przez Ciebie przykłady nie potwierdzają Twojej tezy. Średnia użycia największych okrętów w pojedynczych bitwach oscyluje w granicach 29-50%. I jeszcze jedno; piszesz, że "admirał Cunnigham prowadził wszystkie swoje pancerniki"; tak, lecz nasz admirał pod Palau też prowadził wszystkie podlegające mu - jako dowódcy obszaru - lotniskowce. Abstrahując od jego osobistych błędów, nie jego trzeba obwiniać o to, że większych sił do tej akcji nie dostał.
      Powyższe zestawienia sporządziłem analizując przebieg służby wszystkich okrętów liniowych i lotniskowców flot UK, USA, Japonii i Włoch. Myślę, że to chyba daje pogląd na ilość pracy koniecznej do merytorycznej odpowiedzi na taki komentarz, jak Twój. Czytelnicy w swoich komentarzach mogą opierać się na zawodnej pamięci lub osobistych przekonaniach, ja muszę sięgać do źródeł.

      JKS

      Usuń
    12. Sprzeciw!
      Policzmy lotniskowce.
      1. Ranger (formalnie lotniskowiec uderzeniowy) był tak techniczne nieudany, że wykorzystywano go tylko jako jednostkę szkolną i transportową. Podobnie mały i przestrzały Hosho od Bitwy pod Midway był tylko jednostką szkolną.
      2. W bitwie pod Santa Cruz wzięły udział:
      1. Enterprise i Hornet (typ Yorktown, 2/2 istniejących). Wasp był już zatopiony, a Saratoga od 31-08-1942 w remoncie połączonym z przebudową. Czyli 100% lotniskowców wzięło udział w bitwie.
      2. typ Shokaku (2/2), typ Junyo (2/2) i Zuiho (1/1). Ryuho jest jeszcze nieukończony. Czyli 100%.
      3. I-sza bitwa na Morzu Filipińskim.
      1. Typ Independence (8/9), ale ten 9-ty to Independence w naprawie po trafieniu torpedą, powrócił na Pacyfik w lipcu (czyli po bitwie). Ciężkie: Enterprise (1/1), Saratoga (0/1 od czerwca 1944 w remoncie), typ Essex z ukończonych przed VI 1944 było 6/11, ale Interpid w naprawie po trafieniu torpedą, a 4 najświeższe w trakcie szkolenia i zgrywania („najstarszy” z nich to Franklin ukończony 01-1944, w linii od lipca 1944). Czyli 100%!
      2. typ Taiho (1/1), Typ Shokaku (2/2), typ Junyo (2/2), typ Chistose (2/2), Zuiho (1/1) i Ryuho (1/1). Pierwszy z typu Unryu ukończony dopiero w VIII 1944. Czyli 100%.
      Świadomie nie poruszam tematu pancerników, bo na Pacyfiku nie były to „siły główne”.
      4. Matapan. Jeśli chodzi o ścisłość pisałem tylko o stronie Angielskiej. Fakty:
      1. Piszesz, że Anglicy mieli 9 pancerników i 3 lotniskowce. Ale w rozpatrywanym teatrze działań wojennych mieli tylko 3+1. Ewentualny przerzut okrętów z Anglii, czy Gibraltaru, zajmowałby miesiące, czyli dowodzący w Aleksandrii miał efektywnie w dyspozycji tylko 3 pancerniki + 1 lotniskowiec - i oczywiście użył 100% sił!
      2. Włosi mieli nie 5 tylko 3 pancerniki (Littorio i Caio Dulio były jeszcze w remoncie). Faktem jest, że Włosi podjęli decyzje, że wypad przeciw Brytyjczykom przeprowadzą tylko okręty szybkie, czyli Vittorio Veneto, ponieważ zakładali nie walkę jak „równy z równym”, ale wypad „sił szybkich” przeciw liniom komunikacyjnym.

      Po pierwsze powyższą odpowiedzią udowodniłem Ci (mam nadzieję), że ja sięgnąłem do źródeł, a nie tylko „opieram się na zawodnej pamięci”.
      Po drugie udowodniłem, że w badanym okresie teza, że „używano 100% dostępnych sił” jest prawdziwa.
      Po trzecie doprecyzuje: uważam, że nasze siły na Pacyfiku (z wyłączeniem odciętych baz Chińskich) to jeden „teatr działań wojennych” - dlatego, że można w ciągu dosłownie kilku dni przerzucać okręty pomiędzy poszczególnymi bazami. W konsekwencji uważam, że dowództwo ma możliwość i obowiązek koncentrować wszystkie lotniskowce uderzeniowe do każdej bitwy – a zaniechanie tego to kardynalny błąd.
      H_Babbock

      Usuń
    13. Nie będę znowu tracił czasu na pracochłonne kwerendy dla udowadniania, że ten okręt to tak, a tamten jednak nie.
      Na Twoje argumenty odnośnie Matapan powtórzę: "piszesz, że "admirał Cunnigham prowadził wszystkie swoje pancerniki"; tak, lecz nasz admirał pod Palau też prowadził wszystkie podlegające mu - jako dowódcy obszaru - lotniskowce"
      Owszem, udowodniłeś, że sięgasz do źródeł (szacunek!), nie udowodniłeś jednak wystarczająco - moim zdaniem - swojej tezy głównej.
      To tyle z mojej strony w temacie; myślę, że dalsza dyskusja nie ma sensu i będzie tylko obustronną stratą czasu.

      JKS

      Usuń
  3. Pragnę jeszcze w tym miejscu zaapelować do Kolegów o odrobinę wstrzemięźliwości w ocenach. Kiedy zatopiliśmy dwa japońskie lotniskowce, niektórzy twierdzili, że to już po wojnie. Teraz, kiedy straciliśmy jeden, reakcja jest taka, jakby nam groziła szybka i nieuchronna klęska. Panowie, trochę umiarkowania!

    JKS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, że reakcje są skrajne. Z tym, że nie do końca porównywalne.
      Wówczas oceniałem, że po przewagach pierwszej bitwy mamy wypracowaną przewagę. I używając „floty lotniskowców”, przeważającej znacznie liczbą samolotów i ich jakością nad Japończykami, mamy w rękach młot (niemal) nie do pokonania. Wystarczyło „tylko” użyć „floty lotniskowców do kolejnych uderzeń na Japońskie wysunięte pozycje, zbliżając się stopniowo do wybrzeży Japonii.
      Ta bitwa zaskoczyła tym, że daliśmy się ograć słabszemu i to w słabym stylu, nawet nie zdoławszy zaatakować wrogich lotniskowców.
      Moja „biadolenie” jest tutaj nad sposobem przeprowadzenia przez nas tej bitwy, ale nie twierdzę, że jesteśmy na przegranej pozycji w wojnie. Podtrzymuje, że (wciąż) mamy przewagę - choć mniejszą.
      H_Babbock

      Usuń
    2. Nie dziw się mojemu rozgoryczeniu, gdy okazało się, że wojna obnażyła bardzo poważne mankamenty naszej marynarki wojennej w zakresie dowodzenia. Nasi admirałowie, przynajmniej ci, którzy uczestniczyli w działaniach, nadają się w całości do wymiany: działają schematycznie i bez polotu (zarówno na poziomie taktyki, jak i strategii) i notorycznie zaniedbują rozpoznanie. A przecież mamy tak wspaniałe i nowoczesne technicznie okręty...
      ŁK

      Usuń
    3. Przykro mi, że przebieg wydarzeń nie układa się po Waszej (i mojej :)) myśli. Pomyślcie jednak co by było, gdyby ta wojna była nieprzerwanym pasmem naszych sukcesów. Po pierwsze, przy wyrównanych siłach takie rzeczy się raczej nie zdarzają, a po drugie, ta moja wojenna narracja rychło stałaby się równie zajmująca i emocjonująca jak transmisja na żywo z dojrzewania sera.
      Niemniej informuję, że zostało zwołane na najbliższe dni nadzwyczajne posiedzenie Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego w pełnym składzie. O wynikach jego obrad poinformuję w najbliższych Wiadomościach z Floty.

      JKS

      Usuń
    4. Nie zdążyłem, a chciałem Cię pochwalić. Po pierwszym starciu sugerowałem, że ulegasz pokusie, że „naszym zawsze się udaje”. Ale pod tym względem udało Ci się utrzymać chwalebną równowagę i nie ma obaw, że nadmiernie faworyzujesz „naszych”.
      H_Babbock

      Usuń
    5. Dziękuję za uznanie i zrozumienie.
      Na Twój komentarz z 1 grudnia 2017 21:49 odpowiem później, wymaga to sięgnięcia do źródeł.

      JKS

      Usuń
    6. Ja jednak przyganię! :) Wielokrotnie Ci sugerowałem, że przedstawiane konstrukcje nazbyt wyprzedzają epokę, a w porównaniu do ówczesnej siermiężności technologicznej Japonii, tworzy się niemal przepaść. Dla mnie jest niewiarygodne w tym scenariuszu to, że po spektakularnym sukcesie odniesionym w pierwszym starciu (tu akurat mogło być bardziej remisowo!), "stajemy w miejscu" oddając inicjatywę strategiczną pokiereszowanemu przeciwnikowi! I na dodatek ciągle te same błędy naszych dowódców lekceważących rozpoznanie i działających schematycznie. Co te "osły" robiły w czasie pokoju, że osiągnęły tak wysokie szczeble w hierarchii dowodzenia?!
      ŁK

      Usuń
    7. Uwag odnośnie scenariusza nie komentuje, byłbym tu niewątpliwie stronniczy.
      Co do naszych "osłów" to zajął się już nimi Komitet Bezpieczeństwa Narodowego; decyzje poznamy niebawem.
      Jak już wcześniej pisałem, pozytywne cechy oficera MW w czasie pokoju, nie muszą się przekładać na równie pozytywne atrybuty czasu wojennego. Był sobie admirał, rozkazy ściśle i terminowo wykonywał, dyscyplinę i porządek trzymał, "zdań odmiennych" nie miał, śmiał się kiedy trzeba, typowy MBW, jak takiego nie awansować? Przychodzi wojna i nagle okazuje się, że MBW nie wystarcza.

      JKS

      Usuń