Komunikat wojenny nr 22/1944 cz.II – czerwiec 1944
Przebieg działań.
Ponieważ opisane w poprzedniej części komunikatu
próby zniszczenia pod Iwo-jimą polskiej floty desantowej spełzły na niczym,
dowództwo japońskiej marynarki opracowało akcję mającą na celu dostarczenie na
wyspę posiłków i zaopatrzenia. Przeznaczono do tego zadania krążownik ciężki Maya
(typ Takao po zdjęciu jednej wieży IIx203 mm), krążownik lekki typu Nagara
i 5 niszczycieli typu Hatsuharu. Na pokłady tych jednostek załadowano ok.
2500 żołnierzy i 120 t zaopatrzenia. Zespół japoński wyszedł z bazy Yokosuka i skierował
się w stronę Iwo-jimy. Około 3 godzin
przed zmierzchem, został on na dystansie 95 Mm wykryty przez radary, stanowiącej
jeden z wysuniętych, pływających posterunków radiolokacyjnych 5.Eskadry
krążowników plot (3 typu Skarżysko CLA-8 1940). Natychmiast wezwano do dołączenia
do eskadry krążowników okręty pozostałych posterunków, czyli siedem
niszczycieli typu Cumulonimbus (DD-43 1928); trzy pozostałe pobierały w
tym czasie paliwo z tankowców zespołu TZ.5.1. W momencie połączenia się
polskich okrętów, odległość od japońskiego zespołu wynosiła 15 Mm. Polskim
zespołem, z racji starszeństwa, dowodził dowódca 5.Eskadry kmdr Chojnicki. Opracował
on plan polegający na dopuszczeniu w ciemnościach bezksiężycowej nocy
japońskiego zespołu na odległość 2 Mm, a następnie zaatakowaniu go torpedami i
artylerią. Stosunek sił wyglądał następująco:
- Japończycy 7 okrętów, 8x203, 7x140, 25x127 i
4x120 mm oraz 46 wt, ciężar salwy burtowej 1850 kg;
- Polacy 10 okrętów, 36x135 i 49x120 mm oraz 74 wt,
ciężar salwy burtowej 2353 kg.
Jedynie posiadanie ośmiu dział ciężkich i solidnego
pancerza krążownika ciężkiego mogło być atutem Japończyków, w pozostałych
kategoriach wyraźną przewagę miały okręty polskie. Biorąc jednak pod uwagę
fakt, że starcie miało być rozegrane na krótkim dystansie, atuty Japończyków nie
miały większego znaczenia.
Kiedy odległość pomiędzy wrogimi zespołami spadła
do 4 Mm, polskie okręty wykonały zwrot, ustawiający je w pozycji „kreski nad T”
w stosunku do japońskiego szyku. Na czele szły cztery niszczyciele, potem
krążowniki, a na końcu pozostałe trzy niszczyciele. W odległości ok. 3 Mm na
radarach polskich okrętów zaobserwowano nagły
zwrot japońskiego szyku o 90o; oznaczać mogło to tylko jedno – atak torpedowy.
Ale jak i dlaczego? Przecież jeszcze nie mogli nas zauważyć!
Tutaj mała dygresja. Wprawdzie Japończycy nie mają
jeszcze użytecznego i nadającego się do montażu na okrętach radaru, ale udało
im się opracować i wdrożyć w miarę proste urządzenie, będące detektorem
generowanego przez radary promieniowania. Pozwala ono dość dokładnie określić
kierunek na źródło promieniowania oraz w przybliżeniu jego odległość. Właśnie
na podstawie wskazań tego urządzenia, podjęli Japończycy decyzję o ataku
torpedowym, wyrzucając łącznie 38 torped.
Całkowicie zaskoczony kmdr Chojnicki, z dużym
opóźnieniem wydał rozkaz wykonania uniku kursowego, a następnie otwarcia ognia
artyleryjskiego. W efekcie, początkowo każdy polski okręt wykonywał zwroty
samodzielnie, wg własnej oceny sytuacji, co musiało skutkować sporym bałaganem
w szyku. Doprowadziło to do kolizji dwu naszych niszczycieli; uszkodzenia nie zagroziły
ich pływalności, ale praktycznie wyłączyły je z walki. Kiedy już sytuacja
wyglądała na opanowaną, dwa upiorne słupy ognia, dymu, wody i pary wyrosły u
burty krążownika Rzeszów; to japońskie „długie lance” trafiły! Los
okrętu był przesądzony, wydano rozkaz jego opuszczenia, a akcję ratowniczą
rozpoczął jeden z niszczycieli z końca szyku, któremu udało się uniknąć
kolizji. Nie obyło się również bez błędów po stronie japońskiej; lekki
krążownik wykonał nakazany przez dowódcę zespołu zwrot z opóźnieniem i znalazł
się na eksponowanej w stosunku do reszty zespołu pozycji. Teraz dała o sobie
znać przewaga w liczbie luf polskich okrętów; pechowy japoński krążownik skupił
na sobie prawie cały ogień naszego zespołu i trafiony kilkudziesięcioma
pociskami 120 i 135 mm poszedł na dno tak szybko, że można było odnieść
wrażenie jego nagłej dematerializacji. W tej sytuacji, nie mając już szans na
wykonanie swojego zadania, Japończycy wykonali zwrot na północ, uchodząc z pola
bitwy. Ponieważ pościg za nimi nie dawał nadziei na jakikolwiek sukces, polski
zespół ograniczył się do ratowania rozbitków z zatopionego krążownika (ocalono
ponad 300 marynarzy i oficerów) oraz prowizorycznej likwidacji skutków zderzenia
niszczycieli. Lekkie uszkodzenia w tej potyczce odniosły; japoński ciężki
krążownik i niszczyciel oraz polski krążownik plot (nie licząc niszczycieli,
które się zderzyły). Opisane wyżej starcie będzie nosić nazwę Bitwy na zachód
od Wysp Ogasawara. Mapki nie załączam; przebieg potyczki był tak nieskomplikowany,
że chyba każdy łatwo może go sobie sam wyobrazić.
Niełatwa jest ocena tego, co się wydarzyło. Patrząc
powierzchownie, wygląda to na remis, lecz ze wskazaniem na kogo? Na minus
polskiego zespołu należy zaliczyć to, że będąc chyba jednak silniejszym ilościowo
i jakościowo, nie wykorzystał swojej przewagi. Na plus to, że uniemożliwił Japończykom
wykonanie zadania oraz pozostał na polu bitwy. Trudno jednak to starcie uznać
za nasz sukces, skoro przeciwko kmdrowi Chojnickiemu wdrożono dochodzenie. Zarzucono mu opieszałość i niezdecydowanie w
rozkazodawstwie oraz nadmierne ryzykanctwo oparte na przesadnej wierze w
wyższość techniczną swoich okrętów; mógł rozpocząć walkę na większym, bezpieczniejszym
dystansie. Z drugiej strony, przyjęto na jego usprawiedliwienie całkowity brak wiedzy na temat japońskiej
nowinki technicznej. W końcu dochodzenie umorzono, lecz kmdr Chojnicki może już
zapomnieć o poważniejszych stanowiskach liniowych do końca swojej kariery.
Trwają walki na Iwo-jimie. Na północy dwie nasze
brygady piechoty morskiej, wsparte batalionem tubylczym z Belitung, opanowały
będące jeszcze w rękach japońskich wzgórza 382B i 382C, okrążając resztki japońskich
oddziałów w rejonie budowanego lotniska nr 3. Zostały one prawie kompletnie
zniszczone w przeciągu kilku najbliższych dni; tylko 310 Japończyków –
przeważnie ciężko rannych – dostało się do niewoli. Na południu, mozolnie
posuwające się oddziały naszej dywizji piechoty i brygady pancernej opanowały
cały teren, za wyjątkiem samej góry Suribachi. Zdecydowano, że główną rolę w
jej zdobyciu przyjmie – przerzucana właśnie z Chin – brygada piechoty górskiej,
wsparta zwolnionym już na północy batalionem z Belitung. Do czasu jej
przybycia, nasze siły ograniczą się do ostrzału z lądu i morza oraz bombardowań
lotniczych. Morderczy do tej pory ogień, zainstalowanej na Suribachi japońskiej
artylerii znacznie osłabł; przyczyną jest zniszczenie wielu stanowisk oraz kurczące
się zapasy amunicji. Podkreślić trzeba dużą rolę wsparcia działań na lądzie
przez lotnictwo zaokrętowane oraz okręty. Jeden z naszych dowódców batalionu
powiedział: mówcie co chcecie, ale lotnicy i marynarze uratowali tę operację, a
także nasze tyłki, szczególnie w pierwszych 2-3 dniach! Osobną uwagę poświęcić
trzeba pierwszemu oddziałowi tubylczemu, który wziął udział w walkach tej
wojny. Malajski batalion piechoty spisał się całkiem dobrze; po przełamaniu pierwszego
szoku bitewnego, nacierał tak ochoczo i bez liczenia się ze stratami, że musiał
być chwilami powstrzymywany przez wyższe dowództwo. Szczególnie odznaczyła się
jedna z kompanii dowodzona przez malajskiego oficera; był w tym zapewne element
rywalizacji i chęć udowodnienia, że oficer-krajowiec i jego żołnierze nie są
gorsi od tych z metropolii. Cięższe zadanie czeka malajski batalion na
Suribachi; ponieważ przewiduje się tam duże straty, już teraz podjęto decyzję o
rozformowaniu batalionu po zakończeniu walk na Iwo-jimie. Ci, którzy przeżyją
zostaną wcieleni do pozostałych malajskich jednostek (brygada piechoty i formowany
właśnie samodzielny batalion), tworząc ich doświadczony w boju trzon.
Dokonano ciężkiego nocnego nalotu na kompleks
japońskich baz morskich Hiroshima-Kure. 110 ciężkich bombowców Drop
zrzuciło łącznie 385 t bomb, zatapiając 1 lotniskowiec eskortowy, 1
niszczyciel, 1 OP, 1 minowiec, 3 statki, holownik i dźwig pływający. Ponownie
uszkodzony został znajdujący się w fazie wyposażania pancernik typu Yamato.
Poważnie ucierpiały: stocznia w Kure, zakłady chemiczne Etajima i
infrastruktura portowa obydwu baz. Częściowo spalone zostały zbiorniki paliwa w
Kure, co stanowi dla Japończyków szczególnie bolesny cios. Ok. 20 bomb zrzucono
także na Akademię Morską Etajima. Zestrzelone zostały 3 nasze bombowce, a 1 uszkodzony
rozbił się przy lądowaniu. Wykonano także z baz na Okinawie dzienny nalot na
bazy lotnicze Kagoshima i Kanoya; wzięły w nim udział 44 bombowce Drop i
62 myśliwce. Zrzucono prawie 800 bomb, niszcząc w powietrzu i na ziemi 42
samoloty wroga, przy stracie 6 własnych myśliwców i 2 bombowców. Ponownie
zrujnowany został lotniczy ośrodek szkolno-treningowy Kanoya. Japońskie
dowództwo zrezygnowało z jego odbudowy i podjęło decyzję o przeniesieniu go na
północ, w rejon Nagoji.
Informacje
uzupełniające.
Rozpoczęto przerzucanie do Chin brygady piechoty z
Togo oraz samodzielnego batalionu piechoty z Namibii. Podjęto decyzję o
formowaniu następnych jednostek tubylczych: samodzielnego batalionu piechoty na
Pembie oraz trzech samodzielnych batalionów górskich w Togo, Namibii i na PPTR.
Docelowo, bataliony górskie mają utworzyć lekką brygadę górską.