sobota, 8 września 2018

Komunikat wojenny nr 22/1944 cz.II – czerwiec 1944



Komunikat wojenny nr 22/1944 cz.II – czerwiec 1944

Przebieg działań.
Ponieważ opisane w poprzedniej części komunikatu próby zniszczenia pod Iwo-jimą polskiej floty desantowej spełzły na niczym, dowództwo japońskiej marynarki opracowało akcję mającą na celu dostarczenie na wyspę posiłków i zaopatrzenia. Przeznaczono do tego zadania krążownik ciężki Maya (typ Takao po zdjęciu jednej wieży IIx203 mm), krążownik lekki typu Nagara i 5 niszczycieli typu Hatsuharu. Na pokłady tych jednostek załadowano ok. 2500 żołnierzy i 120 t zaopatrzenia. Zespół japoński wyszedł z bazy Yokosuka i skierował się w stronę Iwo-jimy.  Około 3 godzin przed zmierzchem, został on na dystansie 95 Mm wykryty przez radary, stanowiącej jeden z wysuniętych, pływających posterunków radiolokacyjnych 5.Eskadry krążowników plot (3 typu Skarżysko CLA-8 1940). Natychmiast wezwano do dołączenia do eskadry krążowników okręty pozostałych posterunków, czyli siedem niszczycieli typu Cumulonimbus (DD-43 1928); trzy pozostałe pobierały w tym czasie paliwo z tankowców zespołu TZ.5.1. W momencie połączenia się polskich okrętów, odległość od japońskiego zespołu wynosiła 15 Mm. Polskim zespołem, z racji starszeństwa, dowodził dowódca 5.Eskadry kmdr Chojnicki. Opracował on plan polegający na dopuszczeniu w ciemnościach bezksiężycowej nocy japońskiego zespołu na odległość 2 Mm, a następnie zaatakowaniu go torpedami i artylerią. Stosunek sił wyglądał następująco:
- Japończycy 7 okrętów, 8x203, 7x140, 25x127 i 4x120 mm oraz 46 wt, ciężar salwy burtowej 1850 kg;
- Polacy 10 okrętów, 36x135 i 49x120 mm oraz 74 wt, ciężar salwy burtowej 2353 kg.
Jedynie posiadanie ośmiu dział ciężkich i solidnego pancerza krążownika ciężkiego mogło być atutem Japończyków, w pozostałych kategoriach wyraźną przewagę miały okręty polskie. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że starcie miało być rozegrane na krótkim dystansie, atuty Japończyków nie miały większego znaczenia.
Kiedy odległość pomiędzy wrogimi zespołami spadła do 4 Mm, polskie okręty wykonały zwrot, ustawiający je w pozycji „kreski nad T” w stosunku do japońskiego szyku. Na czele szły cztery niszczyciele, potem krążowniki, a na końcu pozostałe trzy niszczyciele. W odległości ok. 3 Mm na radarach polskich okrętów zaobserwowano  nagły zwrot japońskiego szyku o 90o; oznaczać mogło to tylko jedno – atak torpedowy. Ale jak i dlaczego? Przecież jeszcze nie mogli nas zauważyć!
Tutaj mała dygresja. Wprawdzie Japończycy nie mają jeszcze użytecznego i nadającego się do montażu na okrętach radaru, ale udało im się opracować i wdrożyć w miarę proste urządzenie, będące detektorem generowanego przez radary promieniowania. Pozwala ono dość dokładnie określić kierunek na źródło promieniowania oraz w przybliżeniu jego odległość. Właśnie na podstawie wskazań tego urządzenia, podjęli Japończycy decyzję o ataku torpedowym, wyrzucając łącznie 38 torped.
Całkowicie zaskoczony kmdr Chojnicki, z dużym opóźnieniem wydał rozkaz wykonania uniku kursowego, a następnie otwarcia ognia artyleryjskiego. W efekcie, początkowo każdy polski okręt wykonywał zwroty samodzielnie, wg własnej oceny sytuacji, co musiało skutkować sporym bałaganem w szyku. Doprowadziło to do kolizji dwu naszych niszczycieli; uszkodzenia nie zagroziły ich pływalności, ale praktycznie wyłączyły je z walki. Kiedy już sytuacja wyglądała na opanowaną, dwa upiorne słupy ognia, dymu, wody i pary wyrosły u burty krążownika Rzeszów; to japońskie „długie lance” trafiły! Los okrętu był przesądzony, wydano rozkaz jego opuszczenia, a akcję ratowniczą rozpoczął jeden z niszczycieli z końca szyku, któremu udało się uniknąć kolizji. Nie obyło się również bez błędów po stronie japońskiej; lekki krążownik wykonał nakazany przez dowódcę zespołu zwrot z opóźnieniem i znalazł się na eksponowanej w stosunku do reszty zespołu pozycji. Teraz dała o sobie znać przewaga w liczbie luf polskich okrętów; pechowy japoński krążownik skupił na sobie prawie cały ogień naszego zespołu i trafiony kilkudziesięcioma pociskami 120 i 135 mm poszedł na dno tak szybko, że można było odnieść wrażenie jego nagłej dematerializacji. W tej sytuacji, nie mając już szans na wykonanie swojego zadania, Japończycy wykonali zwrot na północ, uchodząc z pola bitwy. Ponieważ pościg za nimi nie dawał nadziei na jakikolwiek sukces, polski zespół ograniczył się do ratowania rozbitków z zatopionego krążownika (ocalono ponad 300 marynarzy i oficerów) oraz prowizorycznej likwidacji skutków zderzenia niszczycieli. Lekkie uszkodzenia w tej potyczce odniosły; japoński ciężki krążownik i niszczyciel oraz polski krążownik plot (nie licząc niszczycieli, które się zderzyły). Opisane wyżej starcie będzie nosić nazwę Bitwy na zachód od Wysp Ogasawara. Mapki nie załączam; przebieg potyczki był tak nieskomplikowany, że chyba każdy łatwo może go sobie sam wyobrazić.
Niełatwa jest ocena tego, co się wydarzyło. Patrząc powierzchownie, wygląda to na remis, lecz ze wskazaniem na kogo? Na minus polskiego zespołu należy zaliczyć to, że będąc chyba jednak silniejszym ilościowo i jakościowo, nie wykorzystał swojej przewagi. Na plus to, że uniemożliwił Japończykom wykonanie zadania oraz pozostał na polu bitwy. Trudno jednak to starcie uznać za nasz sukces, skoro przeciwko kmdrowi Chojnickiemu wdrożono dochodzenie. Zarzucono mu opieszałość i niezdecydowanie w rozkazodawstwie oraz nadmierne ryzykanctwo oparte na przesadnej wierze w wyższość techniczną swoich okrętów; mógł rozpocząć walkę na większym, bezpieczniejszym dystansie. Z drugiej strony, przyjęto na jego usprawiedliwienie całkowity brak wiedzy na temat  japońskiej nowinki technicznej. W końcu dochodzenie umorzono, lecz kmdr Chojnicki może już zapomnieć o poważniejszych stanowiskach liniowych do końca swojej kariery.
Trwają walki na Iwo-jimie. Na północy dwie nasze brygady piechoty morskiej, wsparte batalionem tubylczym z Belitung, opanowały będące jeszcze w rękach japońskich wzgórza 382B i 382C, okrążając resztki japońskich oddziałów w rejonie budowanego lotniska nr 3. Zostały one prawie kompletnie zniszczone w przeciągu kilku najbliższych dni; tylko 310 Japończyków – przeważnie ciężko rannych – dostało się do niewoli. Na południu, mozolnie posuwające się oddziały naszej dywizji piechoty i brygady pancernej opanowały cały teren, za wyjątkiem samej góry Suribachi. Zdecydowano, że główną rolę w jej zdobyciu przyjmie – przerzucana właśnie z Chin – brygada piechoty górskiej, wsparta zwolnionym już na północy batalionem z Belitung. Do czasu jej przybycia, nasze siły ograniczą się do ostrzału z lądu i morza oraz bombardowań lotniczych. Morderczy do tej pory ogień, zainstalowanej na Suribachi japońskiej artylerii znacznie osłabł; przyczyną jest zniszczenie wielu stanowisk oraz kurczące się zapasy amunicji. Podkreślić trzeba dużą rolę wsparcia działań na lądzie przez lotnictwo zaokrętowane oraz okręty. Jeden z naszych dowódców batalionu powiedział: mówcie co chcecie, ale lotnicy i marynarze uratowali tę operację, a także nasze tyłki, szczególnie w pierwszych 2-3 dniach! Osobną uwagę poświęcić trzeba pierwszemu oddziałowi tubylczemu, który wziął udział w walkach tej wojny. Malajski batalion piechoty spisał się całkiem dobrze; po przełamaniu pierwszego szoku bitewnego, nacierał tak ochoczo i bez liczenia się ze stratami, że musiał być chwilami powstrzymywany przez wyższe dowództwo. Szczególnie odznaczyła się jedna z kompanii dowodzona przez malajskiego oficera; był w tym zapewne element rywalizacji i chęć udowodnienia, że oficer-krajowiec i jego żołnierze nie są gorsi od tych z metropolii. Cięższe zadanie czeka malajski batalion na Suribachi; ponieważ przewiduje się tam duże straty, już teraz podjęto decyzję o rozformowaniu batalionu po zakończeniu walk na Iwo-jimie. Ci, którzy przeżyją zostaną wcieleni do pozostałych malajskich jednostek (brygada piechoty i formowany właśnie samodzielny batalion), tworząc ich doświadczony w boju trzon.
Dokonano ciężkiego nocnego nalotu na kompleks japońskich baz morskich Hiroshima-Kure. 110 ciężkich bombowców Drop zrzuciło łącznie 385 t bomb, zatapiając 1 lotniskowiec eskortowy, 1 niszczyciel, 1 OP, 1 minowiec, 3 statki, holownik i dźwig pływający. Ponownie uszkodzony został znajdujący się w fazie wyposażania pancernik typu Yamato. Poważnie ucierpiały: stocznia w Kure, zakłady chemiczne Etajima i infrastruktura portowa obydwu baz. Częściowo spalone zostały zbiorniki paliwa w Kure, co stanowi dla Japończyków szczególnie bolesny cios. Ok. 20 bomb zrzucono także na Akademię Morską Etajima. Zestrzelone zostały 3 nasze bombowce, a 1 uszkodzony rozbił się przy lądowaniu. Wykonano także z baz na Okinawie dzienny nalot na bazy lotnicze Kagoshima i Kanoya; wzięły w nim udział 44 bombowce Drop i 62 myśliwce. Zrzucono prawie 800 bomb, niszcząc w powietrzu i na ziemi 42 samoloty wroga, przy stracie 6 własnych myśliwców i 2 bombowców. Ponownie zrujnowany został lotniczy ośrodek szkolno-treningowy Kanoya. Japońskie dowództwo zrezygnowało z jego odbudowy i podjęło decyzję o przeniesieniu go na północ, w rejon Nagoji.
Informacje uzupełniające.
Rozpoczęto przerzucanie do Chin brygady piechoty z Togo oraz samodzielnego batalionu piechoty z Namibii. Podjęto decyzję o formowaniu następnych jednostek tubylczych: samodzielnego batalionu piechoty na Pembie oraz trzech samodzielnych batalionów górskich w Togo, Namibii i na PPTR. Docelowo, bataliony górskie mają utworzyć lekką brygadę górską.