sobota, 11 listopada 2017

Lotniskowce lekkie – próba obrony koncepcji



Lotniskowce lekkie – próba obrony koncepcji

W komentarzu z 8 listopada 2017 13:30 do postaWiadomości z floty nr 52/3/1942” kolega H_Babbock podważył sens budowy lekkich lotniskowców. Nigdy dotychczas nie tworzyłem postów wyłącznie w celu polemiki z poglądami Kolegów, ale tym razem uczynię wyjątek.
W ww. komentarzu kolega H_Babbock podnosi, że:
A – lotniskowców nie należy dzielić na mniejsze zespoły, bo tylko w licznych grupach wykazują swoją wartość;
B – jeżeli już flota lotniskowców zostanie podzielona, to realną wartość posiadają jedynie zespoły złożone z dużych jednostek;
C – lotniskowce lekkie realnie nigdy nie były owocem świadomej polityki wszystkich admiralicji, lecz rozwiązaniami doraźnymi i zastępczymi;
D – lotniskowce lekkie są zbędne.
Poniżej spróbuję ustosunkować się do powyższych twierdzeń.
Ad A. Skład zespołu lotniskowców winien być dostosowany do jego własnych zadań, przewidywanego przeciwdziałania przeciwnika oraz własnych możliwości. Tzn.: ani nie wyślemy czterech wielkich lotniskowców do ataku na bazę bronioną przez 10 myśliwców, ani nie wyślemy jednego małego lotniskowca przeciwko czterem dużym jednostkom wroga, ani nie wyślemy gdziekolwiek więcej lotniskowców, niż aktualnie posiadamy. Można dopuścić odstępstwa od tej zasady w szczególnych przypadkach, np. działanie uboczne (vide ostatnia nasza akcja przeciw Nauru), lub obrona przeciwko przeważającym siłom szczególnie ważnego celu (vide bitwa o Midway).
Ad B. Częściowo jak A; wartość zespołu mierzy się jego stosunkiem do postawionego zadania, zadanie łatwe nie wymaga użycia wielkiej siły.
Ad C. To, że prawie wszystkie lotniskowce lekkie stanowiły adaptacje statków lub okrętów innego rodzaju, świadczy bardziej o zaskoczeniu odpowiednich admiralicji sytuacją, niż o niecelowości ich budowy w ogólności.
Ad D.  Nie uważam, aby ten wniosek logicznie wynikał z powyższych przesłanek. Przypuszczam, że gdyby kolega H_Babbock miał wpływ na produkcję młotków, to zakazałby wytwarzania takich o masie poniżej 5 kg. Tylko czym szewcy wbijaliby małe gwoździki w podeszwy butów? Realnie produkuje się młotki o masach 0,15 – 20 kg, każdy z nich ma odpowiednie dla siebie zastosowanie. Podobnie jest z lotniskowcami; tak wielkie lotniskowce (35 000 t), jak i średnie (25 000 t), jak i lekkie (15 000 t), jak i eskortowe (10 000 t) znajdą dla siebie pole do popisu.
W ostatnich wiadomościach z floty zaawizowałem budowę lotniskowców lekkich/eskortowych o wyporności ok. 12 000 tn. Po przemyśleniach uznałem, że celowe będzie podniesienie ich wyporności do 13 500 – 15 000 tn. Planowana szybkość to 28-30 w, uzbrojenie 4x105, 20x40 i 24x25 mm, grupa lotnicza 30-34 samolotów. Jednostki te mogłyby zamiennie pełnić rolę lotniskowców lekkich lub eskortowych, a zależałoby to od składu grupy lotniczej. Dla lotniskowca eskortowego zakładam 21 myśliwców, 10 samolotów rozpoznawczo-bombowych i 3 rozpoznawcze, a dla lekkiego po 10 myśliwców, bombowców nurkujących i samolotów torpedowo-bombowych.
Zapraszam Kolegów do dyskusji zarówno na temat samego sensu istnienia lotniskowców lekkich, jak i na temat wyżej opisanej konkretnej proponowanej jednostki.

PS.
Jeżeli stanowisko kolegi H_Babbocka źle zrozumiałem, to przepraszam i zachęcam do jego sprecyzowania.

15 komentarzy:

  1. Osobiście uważam, że zasadność istnienia lotniskowców lekkich jest ograniczona. Obok dużych lotniskowców uderzeniowych budowałbym typowe, małe i skromne w charakterystykach, lotniskowce e s k o r t o w e (około 12000 tn, 20 w. z napędem dieslowskim i uzbrojeniem złożonym wyłącznie z działek 40 mm). Na tym samym kadłubie (nb. opartym konstrukcyjnie np. na dużym zbiornikowcu handlowym) i siłowni mogłyby powstać, gdyby zaistniała taka potrzeba, okręty-bazy wodnosamolotów. Po wojnie, ocalałe jednostki, poddałbym całościowej konwersji na rozmaite okręty pomocnicze (zaopatrzeniowe, warsztatowe, bazy okrętów podwodnych itp.).
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewien minimalizm Kolegi nie powinien mnie już dziwić, bo nie nie pierwszy raz się z nim spotykam. Niemniej, ja nie mam skłonności do samoograniczania się i zawsze staram się uzyskać z projektu maksimum tego, co możliwe. Skoro finanse państwa na to pozwalają, to czemu by nie...
      Okręty-bazy wodnosamolotów uważam za klasę raczej schyłkową; początkowo stanowiły niejako namiastkę lotniskowców (dla mniejszych flot mogą ją stanowić nadal), a aktualnie są użyteczne jedynie tam, gdzie brak odpowiedniej infrastruktury, czyli stacjonarnych baz hydroplanów. Posiadamy w naszej flocie dwie takie jednostki, uważam, że ta ilość jest co najmniej wystarczająca.

      JKS

      Usuń
  2. Odniosę się pośrednio do stanowiska, które wyraziłem dzisiaj w poprzednim temacie. Lotniskowce nie pełnią tutaj roli dominującej i nie musimy we wszystkim kopiować schematów II w.ś. I w związku z tym, przynajmniej na razie nie widać specjalnie racji bytu wielkich, kosztownych i łatwo zatapialnych (jak pokazało doświadczenie) okrętów. Mniejsze jednostki wydają się być o wiele bardziej użyteczne.
    Zwróćmy też uwagę, że w jakże udanym ataku na Tarent, „Illustrious” miał na pokładzie tylko 40 samolotów, czyli niewiele więcej od standardowego lekkiego lotniskowca, a znacznie mniej od dużego. A efekt osiągnął.
    Przedstawione przez Kolegę JKS rozwiązanie lekkiego lotniskowca uważam za optymalne.
    Aleksander

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy dobrze zrozumiałem Kolegę, ale filozofię „na lotniskowcach wystarczy mała grupa lotnicza” stanowczo odrzucam. Idąc tym tropem należałoby np. na pancernikach KGV montować 4 (zamiast 10) dział 356.
      Fakt, że w Tarencie osiągnięto niebywało skuteczność to chwała ich pilotów. Ale pomyślmy, co by było, gdyby Brytyjczycy troszczyli się o lotnictwo morskie. Wówczas na Tarent ruszyłyby 2 lotniskowce (jak zresztą planowano) z grupą lotniczą 100-kilkudziesięci samolotów. Atak przeprowadziłoby ponad 80 bombowców (zamiast chyba 22). A efekt byłby miażdżący – śmiało można założyć, że większość pancerników w porcie była by zniszczona.
      H_Babbock

      Usuń
  3. Trochę trudno mi polemizować, bo choć nie napisałem tego, ale bardzo cenie pomysł taniego lotniskowca lekkiego - ale w określonej sytuacji.

    Dla okresu DWS widzę dwa diametralnie różne „teatry wojenne”:
    -„około atlantycki” gdzie podstawowe zadania to walka z okrętami podwodnymi i (do pewnego momentu) z korsarzami;
    - „Pacyfik” gdzie nie było „wojny o konwoje”, za to była wojna powietrzno morska lotniskowców.

    Lotniskowce eskortowe (tanie i masowe) w czasie wojny to zbawienie na Atlantyku. W przypadku wojny na Pacyfiku uważam, że lotniskowce eskortowe były niemal niepotrzebne (trudno nawet przytoczyć sytuację, kiedy były naprawdę potrzebne).


    Lotniskowce lekkie wręcz gorąco bym rekomendował (począwszy od lat 30-tych) dla Royal Navy. Jednostki o parametrach 25w (co wydaje mi się dostateczne do współdziałania z resztą floty), dużym zasięgu, 30-36 sam, najlepiej na „tanich”, prostych kadłubach. Takie okręty używane pojedynczo (1 lotniskowiec + kilka krążowników) stanowiłoby idealny grupę „przeczesywania oceanu”, a w przypadku rozpoznania „ciężkiego” korsarza, samoloty miały by szansę zadać mu decydujące uszkodzenia (jak Bismarckowi). Byłyby też dostatecznie małe i tanie (a więc masowe) by efektywniej wspomagać (dźwigać?) walkę przeciwpodwodną. A jednocześnie okręty dawałyby największą „użyteczność / ceny”.

    Na Pacyfiku przez całą DWS praktycznie nie widzę żadnej sytuacji, gdzie zadanie mógłby bezpiecznie wykonać jeden lotniskowiec lekki. A nawet, jeśli dałoby się wskazać kilka takich zadań, to nie ma sensu specjalnie tylko dla tych kilku sytuacji budować lekkich lotniskowców.
    Z drugiej strony lekkie lotniskowce „dają mniej”. To znaczy dwa lekkie lotniskowce będą miały mniej samolotów, zapasów, i słabsze opancerzenie niż jeden ciężki lotniskowiec o wyporności tych lekkich. Oraz oczywiście możliwość działania w gorszych warunkach morskich jest znacznie lepsza na ciężkim lotniskowcu.

    Ad A i B. Zgadzam się, że skład zespołu bojowego należy dostosować do zadania i potencjalnego zagrożenia (dla naszego zespołu) w trakcie jego wykonywania.
    Ale zasadnicza różnica pomiędzy Tobą a mną, jest w ocenie zadań: według mnie w czasie DWS na Pacyfiku praktycznie nie było w ogóle zadań, które należałoby powierzyć pojedynczemu lekkiemu lotniskowcowi.
    Ad C. To był tylko opis stanu faktycznego.
    Ad D. Mój wniosek - dla działań na Pacyfiku należy wyłącznie zamawiać ciężkie lotniskowce. Chyba że potrzeba wojenna / brak pochylni / dostępności innych kadłubów zmuszą nas do budowy tego, co jest dostępne zamiast tego co byłoby lepsze.

    H_Babbock

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Argument o działaniach ciężkich lotniskowców w trudnych warunkach pasuje do Atlantyku. Pacyfik ma pogodę dość zero-jedynkową, albo mamy piękne słońce i może gładkie jak stół (możliwość działania wszelkich okrętów bez względu na dzielność morską), albo mamy tajfun i walka zamiera.

      Usuń
  4. W sporze lotniskowców lekkich z ciężkimi należy pamiętać, że ekonomicznie 3x12 000 ton nie równa się 1x36 000 ton; trzy małe lotniskowce będą droższe niż jeden duży. Dominacja lotniskowców na Pacyfiku wynika głównie z wielkich odległości między tamtejszymi wyspami (w dużej mierze niezagospodarowanymi). Morze Śródziemne też jest spore, ale rozbudowana i gęsto zamieszkana linia brzegowa sprawiła, że obie strony korzystały z dużej ilości baz lądowych i lotniskowce odegrały tam znacznie mniejszą rolę. Rozmiarów Pacyfiku nie przeskoczymy (przynajmniej do czasu naddźwiękowych odrzutowców i tankowania w powietrzu), więc lotniskowce być muszą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejnym argumentem za lotniskowcami lekkimi może być zapewnienie osłony lotniczej dla możliwie największej liczby zespołów okrętów w morzu. Nawet największy lotniskowiec może osłaniać z powietrza tylko jeden zespół, a do akcji w mniej zagrożonych z powietrza rejonach, lekki lotniskowiec wystarczy.

    JKS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sobie nie przypominam w całych działaniach na Pacyfiku sytuacji, że „poboczny” zespół okrętów potrzebował osłony lotniczej, a jednocześnie zagrożenie ze strony lotnictwa wroga było tak małe, że wystarczyłby na to jeden lotniskowiec lekki.
      Szczególnie zważywszy, że jego potencjał obrony myśliwskiej (21 sam) daje w powietrzu parasol mniej więcej 7 samolotów. Czyli nader skromna, żeby nie powiedzieć iluzoryczna ochrona.
      H_Babbock

      Usuń
  6. "Przymierzyłem" się do planowanego na rok przyszły (1943) lotniskowca lekkiego/eskortowego. Oto jego dane taktyczno-techniczne:
    - wyporność: 12 863 ts, 14 480 tn;
    - maszyny: 4 diesle, łącznie 54 854 KM;
    - prędkość: maksymalna 28,7 w, marszowa 14,0 w;
    - zasięg: 13 200 Mm;
    - uzbrojenie: 2xIIx105 mm, 5xIVx40 mm, 18xIIx25 mm;
    - opancerzenie: główny burtowy pas pancerny 100 mm, górny burtowy pas pancerny (hangar) 25 mm, grodzie ptorp 50 mm, pokład pancerny 75 mm (25+50), stanowisko dowodzenia 75 mm, artyleria DP 25 mm;
    - grupa lotnicza w wersji eskortowej: 21 myśliwców, 13 samolotów rozpoznawczo-bombowych i zwalczania OP;
    - grupa lotnicza w wersji uderzeniowej: 10 myśliwców, 10 bombowców nurkujących, 11 samolotów torpedowo-bombowych.
    Ponieważ jednostka jest w stanie przenieść 29-37 samolotów, możliwe są również inne konfiguracje grupy lotniczej, dostosowane do konkretnych zadań.
    W wersji eskortowej/osłonowej okręt będzie eskortować ważniejsze konwoje oraz osłaniać mniej ważne lub mniej zagrożone z powietrza zespoły wielkich okrętów i zespoły desantowe. W wersji lekkiej uderzeniowej okręt będzie pojedynczo atakować słabiej bronione zespoły i bazy wroga, a w większej liczbie dowolne cele.
    Wyobraźmy sobie własny zespół 4 dużych lotniskowców z osłoną sił pancernych i niszczycieli, którego zadaniem jest walka z podobnym zespołem wroga. Jeżeli wysyłane przez duże lotniskowce grupy samolotów nie mają paść łupem myśliwców wroga, to muszą posiadać liczną osłonę własnych myśliwców, a wtedy zespół z tych myśliwców ogołocony, może stać się ofiarą kontrataku npla. Sytuację może uratować dołączony do zespołu lekki lotniskowiec w wersji ultra-osłonowej (37 myśliwców). To tylko jedno z możliwych zastosowań proponowanego okrętu, z uwagi na pewną uniwersalność tego projektu, może być ich naprawdę wiele.

    JKS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli przewidujemy akcje z dużym zapotrzebowaniem na myślwice to logiczne jest zmiana proporcji rodzajów samolotów na lotniskowcach uderzeniowych. W praktyce było tak, że myśliwce na lotniskowcach US Navy stanowiły 25% w 1941 a ponad 50% w 1944.
      Zasadą powinno być, żeby na wszystkich okrętach zespołu struktura grup lotniczych była podobna. Dzięki temu w przypadku uszkodzenia czy awarii jednego okrętu zespół nadal mamy zbilansowany sklad. Dlatego pomysł lotniskowca „czysto myśliwskiego” nie podoba mi się.
      H_Babbock

      Usuń
  7. Z taką charakterystyką (prędkość, opancerzenie) jest to jakiś mały lotniskowiec uderzeniowy. Nie przystaje do realnie istniejących okrętów tej klasy. I w Twojej kwestii odpowiedzi skierowanej do mnie powyżej: z ograniczeniami finansowymi należy się, w warunkach rozpoczętej wojny, liczyć, a finansowanie sił zbrojnych nie może odbywać się kosztem "nieograniczonego" rozdęcia deficytu budżetowego. W przeciwnym razie, nawet po ostatecznym zwycięstwie, wyjdziemy z tej wojny z potwornym kryzysem gospodarczym.
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie jestem w tej materii biegły, ale pozostaje jeszcze kwestia lotnictwa pokładowego. Czy wszystkie nasze samoloty mogą bez przeszkód startować i lądować na dowolnym lotniskowcu, bez względu na jego wymiary? Wiem, że w czasie wojny były w tym względzie jakieś ograniczenia, ale niech się wypowie ktoś mądrzejszy. Krzysztof.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla wszystkich typów samolotów pokładowych długość pokładów lotniczych, tak lotniskowców lekkich, jak i ciężkich, jest chyba wystarczająca. Choć, z pewnością bardziej "komfortowe" dla pilotów są starty i lądowania na okrętach większych. Gdybyśmy jednak chcieli wykonać coś w rodzaju rajdu Doolittle’a, czyli użyć na lotniskowcach lądowe bombowce średnie, to trzeba by posłużyć się okrętami mającymi długość pokładu lotniczego około 250 m i więcej (czyli ciężkimi).
      ŁK

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że pojawiły się tylko ograniczenia na lotniskowcach brytyjskich. Chodziło o zbyt małą wysokość hangaru dla niektórych samolotów ze skrzydłami składanymi do góry.
      Podnośniki, ani rozmiary pokładów chyba nie były ograniczeniem.
      Wydaje mi się, że dopiero po wojnie pojawiły się samoloty o tak dużych masach, że pokłady starszych lotniskowców były za słabe dla nich.
      H_Babbock

      Usuń