niedziela, 24 grudnia 2017

Komunikat wojenny nr 8/1943



Komunikat wojenny nr 8/1943

Przebieg działań.
Zmierzając do ostatecznego odbicia Palau, dowództwo 5.Floty zaplanowało i podjęło nową akcję w tym rejonie. Przeznaczone do operacji siły składały się z:
- 2 średnich okrętów desantowych typu Dąbie (LSM-9 1939),
- 1 lekkiego okrętu desantowego typu OD-9 (LSS-9 1935),
- 3.Dywizjonu kanonierek w składzie 2 „świeżo” zmodernizowanych kanonierek typu Harpia (GB-11 1922/43) i
- 3. Flotylli niszczycieli w składzie 10 niszczycieli typu Cumulonimbus (DD-43 1928).
Cięższych okrętów – a szczególnie lotniskowców – do akcji nie użyto, ponieważ wywiad doniósł o przygotowaniach Japończyków do jakiejś akcji w wielkim stylu. Kilkadziesiąt Mm od Babelthuap zespół rozdzielił się; okręty desantowe w eskorcie kanonierek wyruszyły do Zatoki Namai w celu wyładowania na wyspę ładunku (800 żołnierzy, 7 czołgów lekkich i 500 t zaopatrzenia), a  niszczyciele przeszły w rejon na zachód od wyspy Kayangel, w celu osłony akcji przed ewentualnym przeciwdziałaniem floty japońskiej. Po wyładowaniu, okręty desantowe samodzielnie wyruszyły w drogę powrotną do Rabaulu, a kanonierki przeszły w rejon na wschód od wysepki Orrak, w celu wspierania zaplanowanego na dzień następny ataku własnych sił lądowych na ostatnie japońskie pozycje na Babelthuap. Ponieważ jednak dyslokacja (25-30 km) wyładowanych w Zatoce Namai wojsk na pozycje wyjściowe zajęła więcej czasu niż przewidywano, atak przełożono o jeden dzień. Tymczasem, Japończycy również podjęli próbę zasilenia swoich sił na Palau. Pamiętając złe doświadczenia z transportowcami wojska, wysłali tym razem zespół składający się z krążownika ciężkiego typu Mogami, lekkiego typu Nagara i 5 niszczycieli typu Mutsuki, z których każdy przewoził na pokładzie 200 żołnierzy. Grupa ta została wykryta przez radary 3.Flotylli niszczycieli z odległości ok. 30 Mm. Ponieważ do zmierzchu brakowało 2 godzin, dowódca 3.Flotylli kmdr Przybyszewski obrał tymczasowo kurs południowy, aby korzystając z przewagi posiadania radaru, rozstrzygnąć starcie w ciemnościach nocy;  po zapadnięciu zmroku zmieniono kurs na północny. Zespół japoński podążał szykiem torowym; na czele płynął krążownik ciężki z dowódcą zespołu, za nim krążownik lekki, a na końcu niszczyciele. Po zbliżeniu na dystans 20 Mm kmdr Przybyszewski podzielił swoje siły na dwie grupy, sam poprowadził 6.Dywizjon, a dywizjony 7 i 8 oddał pod dowództwo kmdr por. Żuklińskiego. Plan był taki, że 6.Dywizjon w odległości ok. 10 Mm wykonując zwrot w lewo, postawi w stosunku do japońskiego szyku „kreskę nad T” i nawiąże walkę artyleryjską, a dywizjony 7 i 8 podążając na lewo mniej więcej równolegle do japońskiego zespołu, wykonają atak torpedowy, po czym rozpoczną ostrzał artyleryjski. Rozwiązanie takie uwzględniało ewentualne wykonanie przez zespół japoński zwrotu po nawiązaniu kontaktu z polskimi okrętami; ponieważ kursy naszych grup różniły się o 90o, umożliwiało – niezależnie od reakcji japońskiej – dojście do korzystnej pozycji ataku torpedowego co najmniej jednej z grup. Zgodnie z powyższym planem, 6.Dywizjon w odległości ok. 3 500 m od czoła szyku japońskiego wykonał zwrot i otworzył ogień artyleryjski do czołowego okrętu wroga, już w trzeciej salwie uzyskano nakrycie. Całkowicie zaskoczony dowódca japońskiego zespołu nakazał – dość logicznie – zwrot w prawo i otwarcie ognia. Kilka bezpośrednich trafień pociskami 120 mm skłoniło go do wykonania jeszcze jednego zwrotu w prawo o 90o i tym samym nieświadome wystawienie się na atak torpedowy 7 i 8 dywizjonu naszych niszczycieli. Wystrzeliły one – celując w początek japońskiego szyku – łącznie 48 torped, z czego dwie trafiły krążownik ciężki, a jedna lekki. To ostatnie trafienie miało duży wpływ na dalszy przebieg bitwy, mianowicie ugodziło w rufę i urządzenia sterowe japońskiego okrętu, który począł wykonywać niekontrolowane cyrkulacje, ściągając na siebie uwagę i ogień artyleryjski całości polskiego zespołu. Skutek tego był oczywisty; po kilkunastu minutach, trafiony ok. 30 pociskami 120 mm japoński krążownik przewrócił się na burtę i zatonął. Tymczasem, poważnie uszkodzony japoński ciężki krążownik całą rozporządzalną prędkością (ok. 24 w) uciekał na północny wschód; podobną decyzję już wcześniej podjęły japońskie niszczyciele, wyrywając ile sił w maszynach. Ponieważ, po pierwsze, czołowy niszczyciel 7.Dywizjonu został nieoczekiwanie dwukrotnie trafiony przez rufowe działa 203 mm uciekającego krążownika, a po drugie, japońskie niszczyciele były szybsze od naszych, kmdr Przybyszewski zaniechał pościgu. Nie uratowało to życia japońskiego ciężkiego krążownika; startujące z Yap samoloty torpedowo-bombowe dopadły uciekający krążownik (już razem z niszczycielami) i trafiając dwoma torpedami posłały na dno. Niejako „przy okazji” zatopiony został torpedą jeden z towarzyszących krążownikowi niszczycieli. Sukces ten został okupiony stratą jednego samolotu. Prócz wspomnianego wyżej niszczyciela 7.Dywizjonu, lekkie uszkodzenia odniosły dwa dalsze niszczyciele. Opisane powyżej działania, będąc chyba pierwszym przypadkiem prawidłowego i skutecznego wykorzystania przez nasze siły radaru, będą nosić nazwę Bitwy pod Kayangel, której mapka znajduje się poniżej. 

Dzień później – wspierane przez czołgi lekkie i kanonierki – nasze wojska wyparły Japończyków z Babelthuap; ok. 400 japońskich żołnierzy ewakuowało się na wyspę Koror, a ok. 200 wycofało się na półwysep Garreru. Półwysep został zablokowany w „humanitarnym” celu umożliwienia pozostającym na nim Japończykom  wyboru pomiędzy kapitulacją, a śmiercią głodową. Ogółem na skutek powyższej akcji ok. 1 100 japońskich żołnierzy zostało zabitych, a ok. 300 – głównie ciężko rannych – dostało się do niewoli. Oczyszczenie z wojsk japońskich wyspy Babelthuap pozwoli na rychłe uruchomienie zlokalizowanego na niej lotniska Koror.
Wojska japońskie w Chinach przeszły do wykonanej siłami dwu armii ofensywy wzdłuż wybrzeża i w ogólnym kierunku na Tiencin, który jest główną bazą chińskiej marynarki wojennej. Front chiński na tym odcinku uległ przełamaniu i dopiero kontratak polskiej dywizji zmotoryzowanej oraz chińskiej dywizji piechoty, wspieranych przez – głównie polskie – lotnictwo, pozwolił zatrzymać japońską ofensywę przed Czinhuangdo. W związku z tą japońską ofensywą, doszło do pierwszego większego chińsko-japońskiego starcia sił morskich. Wspierający od strony morza japońskie oddziały zespół w składzie 2 krążowników ciężkich typu Furutaka i 4 niszczycieli został zaatakowany przez chińską eskadrę złożoną z krążownika liniowego (bliźniak naszych typu Leszek Biały), 2 krążowników lekkich (6x152 mm) i 2 niszczycieli (6x120 mm). Doszło do krótkotrwałej, lecz intensywnej wymiany ognia; chiński krążownik liniowy otrzymał 3 trafienia pociskami 203 mm i 4 pociskami 76 mm, rewanżując się prowadzącemu szyk japoński krążownikowi 2 trafieniami 283 mm i 3 120 mm. Z uwagi na poważne uszkodzenia lidera zespołu oraz nie dającego większych szans na sukces stosunku sił, dowódca japońskiego zespołu wydał rozkaz odwrotu; większa prędkość okrętów japońskich uniemożliwiła chińskiemu zespołowi skuteczny pościg. Data tego starcia – nazwanego Bitwą w Zatoce Liaodong – pierwszego zwycięskiego w historii konfliktów chińsko-japońskich, będzie później świętowana jako dzień chińskiej marynarki wojennej.
Alianckie (nasze i chińskie) okręty podwodne zatopiły 4 statki japońskie i 1 syjamski o łącznej pojemności ok. 20 000 BRT. Prawdopodobnie, na skutek wejścia na zdryfowaną syjamską minę zatonął nasz transportowiec, podążający w składzie konwoju z Belitung do Szanjang. Bazujące na Yap samoloty zatopiły japoński OP operujący ok. 300 Mm na północ od wyspy.
Informacje uzupełniające.
Sformowano dwie następne brygady piechoty morskiej oraz jedną brygadę powietrzno-desantową. Zarządzono koncentracje własnych jednostek desantowych w bazach 4 i 5 Floty.
Adaptowano na szybkie transportowce wojska dwa największe nasze liniowce pasażerskie o wyporności  46 000 t, każdy z nich będzie w stanie przewieźć 6-7 tys. żołnierzy.
Bilans strat.
Po stronie polskiej:
- zatopionych: 1 lotniskowiec, 2 lekkie krążowniki, 1 kanonierka, 1 kanonierka rzeczno-morska, 2 niszczyciele, 4 okręty podwodne, 1 podwodny stawiacz min, 1 eskortowiec, 1 patrolowiec, 4 kutry patrolowe, 1 kuter desantowy, 3 holowniki, 6 statków;
- zestrzelonych lub zniszczonych na ziemi 433 samoloty;
- zabitych i wziętych do niewoli 6110 osób.
Po stronie chińskiej:
- zatopionych: 1 niszczyciel, 1 okręt podwodny,
- 10 statków;
- zestrzelonych lub zniszczonych na ziemi 209 samolotów;
- zabitych i wziętych do niewoli 53510 osób.
Po stronie japońskiej:
- zatopionych: 2 lotniskowce, 3 ciężkie krążowniki, 2 lekkie krążowniki, 5 niszczycieli, 5 okrętów podwodnych, 2 trałowce, 1 dozorowiec, 28 statków;
- zestrzelonych lub zniszczonych na ziemi 589 samolotów;
- zabitych i wziętych do niewoli ok. 42970 osób.
Po stronie syjamskiej:
- zatopionych: 1 okręt podwodny, 1 statek;
- zabitych i wziętych do niewoli ok. 50 osób.

14 komentarzy:

  1. A zatem nie tylko kulinarne przygotowania do Świąt wypełniły Twój czas! Jeśli to ostatnia odsłona bloga w tym roku, to kończymy go mocnym akordem. Wreszcie zaczyna uwidaczniać się technologiczna przewaga naszej marynarki, co - w połączeniu z wymianą kadry dowódczej - zaczyna przynosić oczekiwane skutki. Brawo!
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak sobie machnąłem posta pomiędzy śledzikiem a krojeniem grzybów ;).

      JKS

      Usuń
  2. Trochę szkoda, że Chińczycy nie zdecydowali się na radykalną rozprawę z japońskim zespołem. Nominalnie krążowniki japońskie miały niewielką przewagę prędkości, ale to już dość leciwe jednostki, więc prędkość realna była zapewne mniejsza o 2 - 3 węzły. Dawało to szansę na ich zniszczenie, bo pod względem opancerzenia to były żałosne blaszanki.
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W latach 1936-39 krążowniki typu "Furutaka" przeszły gruntowną modernizację, w tym wymianę napędu. Realną aktualnie ich prędkość max szacuję na 32-33 w. Pochodzący z roku 1935 chiński krążownik liniowy nigdy nie był modernizowany i jego realna prędkość max nie przekracza zapewne 30,5 w.
      Poza tym, ewentualny pościg oddalałby zespół chiński od własnych baz lotniczych, a przybliżał do japońskich; za duże ryzyko w stosunku do iluzorycznych zysków, mały sukces (ale jednak sukces!) mógłby się zamienić w dotkliwą porażkę.

      JKS

      Usuń
    2. Faktycznie, zapomniałem, że te "blaszanki" miały jednak wymienione kotły, więc Twój szacunek ich prędkości jest więc zapewne prawidłowy. A jak wyglądała aktualna prędkość pozostałych chińskich okrętów? Może warto było pchnąć do ataku torpedowego resztę zespołu (krążowniki lekkie i niszczyciele)? Choćby pojedyncze trafienie torpedą jednego z japońskich krążowników winno przesądzić wtedy o jego losie. Trochę szkoda, że tak znaczna przewaga zespołu chińskiego nie znalazła wyraźnego odzwierciedlenia w wyniku starcia...
      ŁK

      Usuń
  3. "Chińcyki salejom", oby nie był to ich ostatni sukces; muszę jednak ich pochwalić, musieli jednak dobrze się nauczyć na "błędach innych" i w akademii. ;)
    Nasza ekipa niszczycieli też spisała się znakomicie pomimo spotkania z krążownikami (stary lekki i ciężki) i ich obstawą. Tu widać umiejętne kierowanie zespołem z wykorzystaniem wszystkich swoich przewag nad przeciwnikiem. :)
    Kpt.G
    Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwycięstwo zawsze cieszy, tym bardziej, że wyniknęło z aktywnej i rozsądnej (wybranie wariantu walki nocnej) postawy naszych dowódców.
    Jednak dokładniejsze analiza starcia nie jest już tak jednoznacznie pozytywna.
    1. Nasze dowództwo wysyłając konwój z 800 żołnierzami nie przydzieliło od eskorty żadnych krążowników. To delikatnie mówiąc, skrajna nieodpowiedzialność. Nie uzasadnia tego także domniemanie, że „wywiad doniósł o przygotowaniach Japończyków do jakiejś akcji w wielkim stylu”, tym bardziej, że posiadamy „ tłumy” krążowników.
    2. Kmdr Przybyszewski idąc do bitwy nocnej rozdzielił swoje siły. To ewidentny błąd (choć w tym konkretnie starciu się opłacił). Największy problem w nocnej bitwie w DWS to rozpoznanie czy to, co akurat wykryty to swój czy obcy. Operowanie jednym zespołem daje gigantyczną przewagę, bo pozwala od razu reagować na wykryte okręty.
    3. Decyzja, że pierw niszczyciele (jednej grupy) otworzą ogień, a dopiero wtedy zostanie wykonany atak torpedowy też była błędna. Najlepiej wykonać atak torpedowy, a dopiero po 2—3 minutach (gdy torpedy dotrą do celu) otwierać ogień artyleryjski (jeśli jeszcze jest niezbędny). Tak zrobili Japończycy na Morzy Jawajskim (atak nocny na okręty Holenderskie) jak i pod Tassafaronga.
    4. Brak kontrataku torpedowego japońskich niszczycieli to w sumie szczęśliwy zbieg okoliczności (dla nas).
    W sumie wyszło dobrze, choć dowodzenie zostawia sporo do życzenia.

    Bitwa Chińsko-Japońska oczywiście podbudowała morale Chińczyków. Nie znamy szczegółów, ale zważywszy na przygniatającą przewagę strony Chińskiej, to jednak efekty są mizerne. Zakładając, że to zespół Japoński został zaskoczony przez eskadrę Chińska, to ucieczka bez starty okrętu (i na dodatek zadając pewne straty Chińczykom) jest sporym sukcesem japońskiego dowódcy.
    H_Babbock

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad 1. Rozpoznanie lotnicze z Yap w przeddzień operacji nie wykryło żadnych okrętów japońskich w rejonie Palau, stąd (niezależnie od informacji wywiadu) uznano, że użyty do akcji zespół posiada wystarczającą siłę. Wyniki akcji to potwierdziły.
      Ad 2. Absolutnie nie zgadzam się! Zastosowana taktyka była w tym wypadku optymalna.
      Primo, obydwa zespoły polskie oraz japoński były widoczne na ekranie radaru jako całkowicie odrębne echa, a więc pomyłka w rozpoznaniu była wykluczona;
      Secundo, ugrupowanie w dwu różniących się kursami liniach pozwala na elastyczną reakcję na zwroty linii wroga, np. jeżeli jedna własna grupa w całości idzie kursem W lub E, a nieprzyjaciel przed wystrzeleniem naszych torped wykona zwrot na N lub S, szansa trafienia jest znikoma, w przypadku dwu własnych grup, każdy zwrot wroga i tak wystawia go na skuteczny atak torpedowy przynajmniej jednej z grup.
      Ad 3. I znowu się nie zgadzam, w tym przypadku wcześniejsze otworzenie ognia przez 6.Dywizjon skupiło na nim całą uwagę Japończyków, umożliwiając pozostałym niszczycielom atak torpedowy jakby "zza kulis" sceny walki. Dodatkowo, ponieważ pierwsze wystrzelone przez 6.Dywizjon pociski były (o czym nie napisałem - m.c.) oświetlające, ogólnie ułatwiło to celowanie tak artylerzystom, jaki i torpedystom.
      Ad 4. Zaskoczone (jak i cały zespół) i dodatkowo obciążone wojskiem niszczyciele japońskie uznały ucieczkę za najlepsze rozwiązanie; atak torpedowy w tej sytuacji (praktycznie niewidoczne cele) miał małe szanse na powodzenie, a zwlekanie z ucieczką w obliczu 2-krotnej liczebnie i 3,5-krotnej ogniowo przewagi naszych okrętów mogło skończyć się dla nich tragicznie.
      Jeśli chodzi o Bitwę w Zatoce Liaodong, to powody braku chińskiego pościgu wytłumaczyłem już powyżej.
      Ogólnie, trzeba trochę łaskawszym okiem spojrzeć na wszystkich dowódców ostatnio opisanych bitew. W bitewnym stresie, pozbawieni pewnej wiedzy o warunkach początkowych, a całkowicie nieznający ich ostatecznych skutków, nie mogą się okazać lepsi niż my, patrzący na wszystko z perspektywy czasu i dysponujący wiedzą im niedostępną.

      JKS

      Usuń
    2. Ad 1 A jednak, gdy wykryto zespół japoński, to mieliśmy do dyspozycji tylko niszczyciele przeciw krążownikom.
      Jest z tym związany jeszcze jeden aspekt. Przy generalnie relatywnie małej liczbie u nas niszczycieli floty (np. do eskorty szybkich lotniskowców musimy używać wolniejszych(!) niszczycieli eskortowych), i sporej liczbie krążowników lekkich, powinniśmy „oszczędzać” niszczyciele, a część zadań wykonać krążownikami. Przy okazji, to nasze krążowniki „135mm” praktycznie nie udzieliły się w walkach.
      Ad 2 i 3. Czyli kolejny raz różnimy się w koncepcji prowadzenia bitwy morskiej. Ja pozostaje przy opinii, że w warunkach małej doskonałości elektroniki i łączności najlepiej sprawdzały się rozwiązania proste. A atak torpedowy jest najskuteczniejszy z całkowitego zaskoczenia. To znaczy, gdy wróg idzie z prędkością marszową, w stałym szyku, a obserwatorzy na okrętach atakowanych działają w trybie rutynowym (czyli średniej czujności).
      Są jeszcze pytania, co by się zdarzyło, gdyby wróg nie wykonał drugiego zwrotu w prawo, albo wykonał go później, albo pierwszy zwrot wykonał w lewo…
      Bez mapki bitwy z zaznaczonymi położeniami z w kolejnych minutach nie da się jednak o ty dyskutować.

      Podzielam opinię, że na początku wojny dowódcy popełniają mnóstwo błędów. Pytanie, kto wcześniej wyciągnie z nich (prawidłowe!) wnioski.
      H_Babbock

      Usuń
    3. Ad 1. Nasze najlżejsze krążowniki "kolonialne" prowadzą głównie dość intensywną działalność patrolową i rozpoznawczą (m.in. do tego zostały stworzone), stąd ich brak w poważniejszych akcjach. Ponieważ jednak w coraz większym stopniu zadania patrolowe przejmuje lotnictwo, możemy się w najbliższym czasie spodziewać jakichś akcji w wykonaniu tych "krążowników dla ubogich"
      Ad 2. Gdyby wróg nie wykonał drugiego zwrotu w prawo to torpedy strzelałby najpierw 6.Dywizjon, który w tym momencie podążał kursem równoległym do linii wroga. Wykonanie przez Japończyków pierwszego zwrotu w lewo było mało prawdopodobne; okręty zaskoczone ogniem raczej nie kierują się w stronę jego źródła. Gdyby to jednak nastąpiło, również akcję torpedową rozpocząłby 6.Dywizjon tyle że strzelając torpedy nieco "za siebie"
      Zdaję sobie sprawę, że bez mapki właściwe uchwycenie przebiegu bitwy i toku myślenia dowodzących jest trudne. O rysowaniu mapek ważniejszych starć myślałem już wcześniej, ale kiedy zdałem sobie sprawę z pracochłonności takiego przedsięwzięcia - odpuściłem. Niemniej spróbuję zrobić to dla omawianej bitwy; napisałem "spróbuję", bo finalnego efektu nie obiecuję! Jeżeli okaże się, że praca nad mapką znacznie opóźniłaby następne posty - zrezygnuję.
      Błędy w dowodzeniu zdarzają się nie tylko na początku wojny; okrętami dowodzą ludzie nie komputery. Nie było chyba w historii takiej bitwy, w której nie popełniono by żadnego, nawet najmniejszego błędu. Jeżeli przeciwnik popełnia większe błędy lub jego działanie niweluje skutki błędów własnych to bitwa jest wygrana, jeżeli nie... Dotyczy to oczywiście sytuacji, kiedy siły są wyrównane; mając miażdżącą przewagę, trzeba narobić całą furę błędów aby przegrać i vice versa, nawet przy najlepszym dowodzeniu trudno wygrać przy wielkiej przewadze wroga.

      JKS

      Usuń
    4. Doceniam wysiłek włożony w narysowanie mapki.
      Trochę utrudnia jej czytanie brak podania skali (w postaci „belki” długości np. 1 mili). Ale można zgadywać, bo podałeś, że w chwili otwarcia ognia (2:50?) odległość wynosiła około 3500m.
      Obecnie do moich poprzednich wątpliwości doszedł jeszcze problem krzyżowania się kursów dwóch naszych zespołów między 2:50 a 3:00. Zważywszy, że długość szyku dywizjonów 7 i 8 łącznie to prawdopodobnie 2200m (6 okrętów plus 5 „przerw” między nimi, zakładam po około 250-300m) z mapy wynika, że nastąpiłaby kolizja zespołów. Ponadto od około 3:00 dywizjon „flagowy” („6”) nie może prowadzić ognia, ani strzelać torped, ponieważ jest zasłonięty przez dywizjony 7 i 8.
      Interpretuję, że torpedy strzelano tuż po 3:00, czyli z odległości około 1000m od czołowych okrętów japońskich. Przy takiej odległości 3 trafienia na 48 torped to naprawdę bardzo mało. Jedyne, co tłumaczy ten fakt, to, że strzelano do okrętów wykonujących gwałtowne cyrkulacje.

      Rozważamy „proste” alternatywne rozwiązanie, czyli całość flotylli polskiej płynie razem i o 2:30, zamiast skręcić w lewo, kontynuuje zbliżanie. Około 2:40 płynąc kontrkursem w stosunku do Japończyków wykonuje z zaskoczenia zmasowany atak torpedowy (z odległości 3-4km). Jeśli by Japończycy do końca pozostali nieświadomi ataku, efekt (trafienia około 2:44) byłby murowany.
      Jeśli wcześniej (do 2:40) wróg byłby się zorientował i zmienił kurs (albo np. wykonał planowany wcześniej zwrot) to całość flotylli też musiałaby dostosować swoje działania. Ale trzeba podkreślić, że w takim przypadku plan kmdr Przybyszewskiego też by nie wypalił. Gorzej, mając podzielony zespół miałby problemy z skoordynowaną reakcją całej flotylli.
      H_Babbock

      Usuń
    5. Przepraszam za brak skali na rysunku, w przybliżeniu wynosi ona 1 cm = 5 Mm.
      Co do możliwej kolizji to uprzedzałem, że mapka nie jest zbyt dokładna; w rzeczywistości 6.Dywizjon przeszedł ok. 0,5 Mm za rufą ostatniego okrętu 8.Dywizjonu. Rzeczywiście, w czasie 3.00-3.15 6.Dywizjon jest z konieczności "bezczynny"
      Torpedy wyrzucono z odległości ok. 1500 m, zważywszy, że strzelano głównie "na radar" do okrętów w zwrocie, wynik nie jest taki tragiczny.
      Gdyby w Twoim wariancie o 2.40 wróg wykonał zwrot 90 st. w prawo, płynąłby kursem równoległym do kursu wystrzelonych torped, które goniłyby go z prędkością względną ok. + 15-20 w. Uzyskanie trafienia w takich warunkach graniczy z cudem.
      Nie da się w zupełności przewidzieć zachowania nieprzyjaciela, w tym przypadku założenia okazały się prawie bezbłędne i przyniosły skutek. Moim zdaniem, jedynym błędem naszego zespołu było skoncentrowanie się całości sił na dobijaniu lekkiego krążownika. Gdyby 7 i 8.Dywizjon utrzymały kurs północny, można było pokusić się o wykończenie ciężkiego krążownika bez późniejszej pomocy lotnictwa. I tylko tyle, niszczyciele japońskie były zbyt szybkie. Można ten błąd tłumaczyć przyczynami "behawioralnymi"; jeżeli sfora psów ściga kilka lisów, a jeden z nich (lisów), pozostanie w tyle za pozostałymi, to - niezależnie od stopnia wyszkolenia psów - i tak wszystkie rzucą się właśnie na niego. Ludzie to nie psy, lecz pewne odruchy są dla obydwu gatunków wspólne.
      Każde starcie można rozwiązać na wiele sposobów i często zwycięstwo od porażki dzieli niewiele, ale tak naprawdę liczy się tylko efekt końcowy.

      JKS

      Usuń
    6. W obu wariantach około 2:40 6-ty dywizjon był mniej więcej w takiej samej odległości od wroga, więc ryzyko wykrycia było takie samo.
      Gdyby, więc wróg do 2:40 (najpóźniej chyba do 2:42) wykonał jednoczesny zwrot w prawo rzeczywiście atak „prosty” spaliłby na panewce. Ale w wariancie Przybyszewskiego oba zespoły znalazłyby się wówczas „z tyłu” za eskadrą japońską. A nawet gorzej – 4 okręty były by blisko wroga, narażone na rozstrzelanie z bliska, podczas, gdy 6 pozostałych byłoby dwa razy dalej i do tego częściowo przesłonięte przez 6 dywizjon. Za to Japończycy mieli by wyśmienitą okazje do użycia torped. Czyli jeszcze gorzej niż w wariancie „prostym”.
      Żeby nie było wątpliwości – nie krytykuje opisu bitwy, bo dla mnie jest bardzo realistyczne, że na początku działań wojennych oficerowie mają w głowach „przekombinowane” przykłady z ćwiczeń i gier wojennych i tak też próbują działać na polu bitwy.

      Reasumując uważam, że kmdr Przybyszewski powinien dostać order za bojową postawę i zwycięstwo. Oraz solidny pouczenie, żeby zbytnio nie kombinował na polu walki, bo może to się skończyć bardzo źle.
      H_Babbock

      Usuń
    7. Wykrycie naszego zespołu ok. 2.40 raczej nie było możliwe, z odległości pow. 6 Mm w nocy bez radaru? Zakładam, że gdyby nie otwarcie ognia przez 6.Dywizjon o 2.50, to Japończycy szliby dotychczasowym kursem jeszcze jakieś 1,5-2,0 Mm, czyli ok. 6-8 min.
      Dalsze "gdybanie" moim zdaniem nie ma większego sensu, cieszmy się tym co mamy.

      JKS

      PS. Kmdr Przybyszewski order (VM 5 kl.) dostał bez pouczeń. Uważany jest teraz za "wschodzącą gwiazdę" naszej MW.

      Usuń