niedziela, 29 kwietnia 2018

Komunikat wojenny nr 10/1943 – czerwiec 1943



Komunikat wojenny nr 10/1943 – czerwiec 1943

Przebieg działań.
Wspomniana w ostatnich Wiadomościach z floty nasza Główna Rada Wojenna (GRW) wydała wytyczne, zalecające szybkie wyeliminowanie z wojny Syjamu. Stosując się do powyższego, nasze siły wykonały dwie akcje ofensywne przeciw japońskiemu koalicjantowi. Ponieważ nasz wywiad cały czas donosi o planowanej przez Japonię i skierowanej przeciw 5.Flocie wielkiej akcji, użyto w tym celu - mało dotychczas zaangażowanych w działania bojowe – okrętów z flot 3. i 4.
Pierwszą akcję przeprowadziła 3.Flota bazująca na Pembie. Zespół w składzie:
- krążownik liniowy Henryk Pobożny (typ Leszek Biały BC-3 1930),
- dwa krążowniki lotnicze Kowno i Mohylew (typ Wilno CAC-1 1942),
- 4.Dywizjon niszczycieli eskortowych (4 x typ Mazury DE-1 1927),
zaatakował Phuket, jedną z trzech głównych baz morskich Syjamu i jego główny port wywozowy rudy cyny. Po podejściu do celu, jeden z krążowników lotniczych wyrzucił w powietrze 13 wodnosamolotów typu LWS-34HMTBf(k) uzbrojonych w bomby, osłanianych przez 7 wodnosamolotów tego samego typu - lecz w konfiguracji myśliwca - z drugiego krążownika. Zbombardowana została infrastruktura portowa oraz zakotwiczone w porcie jednostki. Zatopieniu uległy: holenderski masowiec, syjamski patrolowiec oraz niespodziewanie (patrz niżej) japoński okręt podwodny. Ponieważ obrona plot portu była tylko symboliczna, a lotnictwo syjamskie się nie pokazało, obyło się bez strat własnych. Ośmielony brakiem syjamskiego przeciwdziałania, Henryk Pobożny zbombardował swoją artylerią port, wystrzeliwując 200 pocisków 283 mm oraz 300 120 mm. Dopełniło to dzieła zniszczenia; port stał się całkowicie niezdatny do użytku, a dodatkowo zatopione zostały dwa niewielkie syjamskie statki i jeden torpedowiec.
Zagadką mogłaby się wydawać obecność japońskiego OP w Phuket. Otóż Japończycy, widząc słabe – w obliczu silnej polskiej eskorty – efekty działań swoich OP na Pacyfiku, podjęli decyzję o wysłaniu do Phuket  części OP, licząc na słabszą polską obronę pop na Oceanie Indyjskim. Z pierwszych trzech delegowanych OP, jeden został zatopiony w drodze do celu, a drugi w ww. polskiej akcji. Wygląda na to, że - ciekawy skądinąd - japoński pomysł nie będzie kontynuowany.
Następną akcję przeciw Syjamowi wykonała 4.Flota. Do 1.Eskadry krążowników minowych (typ Okeanos CM-5 1936) dokooptowano krążownik minowy Neptun (typ CM-4 1925) z 5.Floty. Z uwagi na słabość syjamskiego lotnictwa, osłony powietrznej nie przewidziano. Krążowniki minowe weszły do Zatoki Syjamskiej i położyły zagrodę z 660 min wzdłuż równoleżnika na wschód od Pattayi. Stawianie min rozpoczęto „bladym świtem”, aby utrudnić Syjamczykom rozpoznanie i ewentualne przeciwdziałanie. Po postawieniu min, zespół krążowników minowych podszedł w pobliże bazy Laem Chabang i ostrzelał ją, celem zamaskowania rzeczywistego celu akcji. Wystrzelono łącznie 28 pocisków 152 mm, 64 135 mm i 40 105 mm. Kiedy syjamska artyleria nadbrzeżna (4x140 mm, 6x120 mm) zaczęła się wstrzeliwać, nasze okręty postawiły zasłonę dymną i wycofały się uznając, że sama istota akcji została wystarczająco ukryta, a dalszy pojedynek z syjamską artylerią nadbrzeżną nie ma sensu. W trakcie odwrotu, nasze okręty zostały zaatakowane przez kilka syjamskich samolotów. Słabe wyszkolenie syjamskich pilotów oraz wystarczająco silna obrona plot krążowników, uniemożliwiły Syjamczykom osiągnięcie sukcesu; jeden samolot został zestrzelony, jeden uszkodzony, a reszta odpędzona.
Kontynuując ofensywną linię działań naszej floty, przeprowadzono pierwszy w tej wojnie atak lądowych sił lotniczych przeciwko terytorium macierzystemu Japonii. Startujący z bazy Hangczou nasz dywizjon ciężkich bombowców typu PWL-127B Struś, zbombardował japońską bazę Nagasaki. Z uwagi na duży dystans pomiędzy bazą a celem, wyprawa była pozbawiona osłony myśliwców. Głównym celem ataku była baza morska i stocznie. Zrzucono 528 bomb o wagomiarze 250 kg, łącznie 132 t. Nie da się teraz określić skutków bombardowania, ale ocenia się je na warte powtórzenia. Całkowite zaskoczenie japońskiej obrony plot skutkowało raczej niewielkimi stratami własnymi; jeden bombowiec został zestrzelony przez artylerię plot, a drugi, wcześniej uszkodzony, przez spóźnione japońskie myśliwce.
Rozważa się wykonanie podobnych ataków na następujące cele: Kagoshima, Kure, Kobe, Osaka, Nagoja i Sasebo. Ten ostatni cel, a także Nagasaki pozostaje w zasięgu także średnich bombowców typu CZL-86B Bażant. Naloty za ich pomocą będą nieść mniejsze ryzyko z uwagi na ich prędkość, porównywalną do japońskich myśliwców.
Na lądowym froncie chińsko-japońskim odnotować należy zaczepne działania wojsk polsko-chińskich na jego północno-zachodnim odcinku. Mobilne, a jednocześnie stosunkowo silnie uzbrojone polskie jednostki (DPanc, BKPanc i BK), wsparte chińskimi dywizją kawalerii oraz dwoma dywizjami piechoty, spychają na tym półpustynnym obszarze japońskie słabo uzbrojone i zaopatrywane oddziały na wschód. Sporą rolę w tym odgrywają polskie i chińskie lekkie siły lotnicze, mogące startować z prowizorycznych, a więc również mobilnych lotnisk. Na pozostałych odcinkach frontu chińskiego bez istotnych zmian.
Wojna podwodna przyniosła w ostatnim czasie następujące wyniki:
- zatopionych statków japońskich 5,
- zatopionych japońskich OP 2,
- zatopionych chińskich statków 3.
Informacje uzupełniające.
Aktualnie mamy w Chinach trzy korpusy i jedną samodzielną brygadę, łącznie 3 DP, 1 DZmot, 2 DPanc, 1 BKPanc, 2 BK 1 BPD oraz 10 dywizjonów lotniczych. Wciąż trwa przerzucanie naszych wojsk i sprzętu, głównie przez obozy i magazyny tranzytowe na Belitung i w Rabaulu, oraz w Szanjang i Sajgonie.
Aspekty polityczne.
Zatopienie w Phuket holenderskiego masowca spowodowało wymianę polsko-holenderskich not dyplomatycznych. Ostatecznie Holendrzy przyjęli do wiadomości, że jeżeli prowadzą handel z państwem będącym w stanie wojny, to muszą się liczyć ze związanym z tym ryzykiem. Wyrazy ubolewania ze strony polskiego rządu ostatecznie załatwiły sprawę.
Syjam coraz intensywniej szuka dróg wyjścia z wojny. Ponieważ nie można liczyć na zrozumienie Japonii w tej kwestii, dyplomacja syjamska sonduje stanowisko polsko-chińskich aliantów poprzez tajne kontakty z dyplomatami brytyjskimi i amerykańskimi.
Bilans strat.
Po stronie polskiej:
- zatopionych: 1 lotniskowiec, 2 lekkie krążowniki, 1 kanonierka, 1 kanonierka rzeczno-morska, 2 niszczyciele, 4 okręty podwodne, 1 podwodny stawiacz min, 1 eskortowiec, 1 patrolowiec, 4 kutry patrolowe, 1 mały okręt desantowy, 1 kuter desantowy, 3 holowniki, 6 statków;
- zestrzelonych lub zniszczonych na ziemi 479 samolotów;
- zabitych i wziętych do niewoli 7850 osób.
Po stronie chińskiej:
- zatopionych: 1 niszczyciel, 2 okręt podwodne,
- 15 statków;
- zestrzelonych lub zniszczonych na ziemi 338 samolotów;
- zabitych i wziętych do niewoli 69000 osób.
Po stronie japońskiej:
- zatopionych: 2 lotniskowce, 1 transportowiec wodnosamolotów, 3 ciężkie krążowniki, 2 lekkie krążowniki, 5 niszczycieli, 1 torpedowiec, 7 okrętów podwodnych, 2 trałowce, 1 dozorowiec, 44 statki;
- zestrzelonych lub zniszczonych na ziemi 807 samolotów;
- zabitych i wziętych do niewoli ok. 57300 osób.
Po stronie syjamskiej:
- zatopionych: 1 pancernik obrony wybrzeża, 3 torpedowce, 2 okręty podwodne, 1 patrolowiec, 1 holownik, 6 statków;
- zestrzelonych lub zniszczonych na ziemi 17 samolotów;
- zabitych i wziętych do niewoli ok. 1150 osób.

22 komentarze:

  1. Prawidłowa, w moim odczuciu, strategia działań: skoncentrowano się na słabym koalicjancie Japończyków i osiągnięto zaplanowany cel w postaci pilnych jego starań o wyjście z wojny. Tu jednak istnieje niebezpieczeństwo podjęcia przez Japonię próby obsadzenia terytorium Tajlandii. Może warto porozumieć się profilaktycznie z Francją i podjąć, w razie konieczności, kontrokupację tego kraju? Myślę, że po wyeliminowaniu Tajlandii i 2 - 3 silnych uderzeniach lotniczo-morskich skierowanych przeciw Japonii, sytuacja dojrzeje do zaproponowania Cesarstwu honorowego pokoju. Nie powinno nam wszak zależeć na pełnym wyeliminowaniu Japonii z grona wielkich mocarstw!
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie brzmi: czy przyjmą propozycję. W rzeczywistości prowadzono wiele negocjacji między aliantami, Japonią, Rzeszą, sowietami i pomniejszymi uczestnikami dwustronnych i wielostronnych. Efekty raczej mizerne.
      Należy możliwie najszybciej zintensyfikować naloty na Japonię, jej obrona przeciwlotnicza będzie szybko wzmacniana.

      Usuń
    2. Jakim sposobem Japończycy mieliby okupować Syjam? Zgodzisz się zapewne, że drogą lądową jest to nierealne (trzeba by zająć cały pas wybrzeża chińskiego, przedrzeć się przez francuskie Indochiny... bajka!). Drogą morską? Skuteczna okupacja Syjamu - nawet zakładając całkowity brak oporu armii syjamskiej - wymaga co najmniej kilku dywizji. Do przewiezienia tych sił (circa 60 tys.) potrzeba 20-30 dużych transportowców wojska. Ta karawana musiałaby przedefilować wzdłuż wybrzeża chińskiego i okrążyć Półwysep Indochiński, a na trasie jej pochodu polskie i chińskie bazy lotnicze, okręty podwodne, o alianckich siłach nawodnych już nie wspominając! Mission impossible! Jeżeli ktoś przyjmowałby na to zakłady, to stawiam wszystko na "no pasarán" Poza tym wątpliwe, aby Francuzi bezczynnie przyglądali się obecności Japończyków w Syjamie, a ich wejście do wojny postawiłoby Japonię w sytuacji całkiem już beznadziejnej.
      Nie sądzę, aby Japonia już dojrzewała do decyzji o pokoju i to nieważne na jakich warunkach. Trzon floty tylko nieznacznie naruszony, w Chinach zdobycze terytorialne, a krytycznie niewesołe perspektywy w dziedzinie żywienia walki (zaopatrzenie w strategiczne surowce, głównie materiały pędne) dostrzegają w Japonii tylko nieliczne umysły, bardziej analityczne od samurajskiego standardu: "nie ważne, co będę jutro jadł, dopóki mam miecz, mogę walczyć"
      Jak już wcześniej pisałem, nie interesuje mnie ani upokorzenie Japonii, ani pokój, który mógłby być odebrany przez nią jako "honorowy" Wybieram rozwiązanie pośrednie; Japończycy muszą mieć świadomość porażki, ale nie klęski narodowej. Dlatego na rychły pokój raczej nie liczmy.

      JKS

      Usuń
    3. Zbyt długa była przerwa w publikacji postów i zdążyłem już zapomnieć, że w tej wojnie Japończycy trzymają się z dala od francuskich posiadłości w Indochinach, a i te Twoje Chiny mocno "odstają" (in plus) od realowych! :). Ale to tym lepiej dla nas, bo wyjście Tajlandii z wojny powinno być zupełnie bezproblemowe. Czas zatem energicznie kończyć tę wojnę, bo jeśli się przeciągnie, to Japonia, co prawda, padnie na kolana, ale i my staniemy się naśladowcami Pyrrusa! Byłby to czysty zysk dla Anglosasów i Francji, które z zapałem przystąpią do nieograniczonej penetracji gospodarczej Chin.
      ŁK

      Usuń
    4. Ciągle wspominasz o "pyrrusowym zwycięstwie" Nie wiem skąd te Twoje obawy się biorą. Ja chyba dobrze rozumiem istotę tego powiedzenia; oznacza ono zwycięstwo okupione takimi stratami, że samo pojęcie zwycięstwa staje się "nadużyciem semantycznym"
      Jeżeli przeanalizujesz aktualny bilans strat, to łatwo dojdziesz do wniosku, że nasze straty są raczej niewielkie w stosunku do rozmiaru zmagań wojennych. Niektórzy zarzucają mi kunktatorską taktykę - i mają rację! Znając ekonomiczne możliwości przeciwnika gram na zwłokę, unikając - w miarę możliwości - wielkich bitew, mogących powodować duże straty własne. Czas pracuje dla nas!
      Pod względem ekonomicznym nasz kraj prawie nie odczuwa skutków wojny. Powołano wprawdzie do służby prawie sto tysięcy rezerwistów i zwiększył się deficyt wewnętrzny, ale infrastruktura krajowa jest nienaruszona, kartki zaopatrzeniowe nie zostały wprowadzone, dodatkowe zamówienia dla sił zbrojnych nakręcają gospodarkę, rośnie prestiż międzynarodowy itd. W taki sposób to my możemy prowadzić wojnę całe wieki.

      JKS

      Usuń
    5. Aktualnie nie ma mowy o naśladowaniu Pyrrusa, ale stanie się to faktem, gdy konflikt zacznie się przeciągać, a determinacja Japonii w próbie przełamania niekorzystnej dla siebie koniunktury wojennej również będzie się potęgować. Najgroźniejsze dla myśliwego jest ranione zwierzę, które zdolne jest podjąć próbę szaleńczej szarży dla ocalenia swego życia.

      Usuń
    6. PS. Zapomniałem się podpisać!
      ŁK

      Usuń
    7. Powtarzam, czas pracuje dla nas. Znam powiedzenie o ranionym zwierzu, dlatego nie będę się śpieszył i dam mu czas na wykrwawienie i osłabnięcie; kłapanie słabnącej paszczy nie jest zbyt groźne. Taka postawa w stosunku do zwierzęcia to barbarzyństwo, ale tu nie mamy do czynienia ze zwierzem.
      Wyobraź sobie, że i bez podpisu odgadłem autora komentarza :).

      JKS

      Usuń
    8. Zbyt długo już wymieniamy tu opinie, aby nie rozpoznawać się choćby po stylistyce wypowiedzi.:)Różnimy się jednak dość znacznie, bo ja uważam, że Japonii wykrwawiać nie należy. W moim odczuciu ta wojna winna być krótką, dość bolesną "bęcką", która wskaże Japonii jej miejsce w "orkiestrze mocarstw". Aż i tylko tyle. Nie leży w naszym interesie usuwanie Japonii na margines po to tylko, aby stworzyć nowe perspektywy dla ekspansji ekonomicznej Anglosasów (co do Francji, to zapomniałem już czy jest podobna do realowej i stanowi realnie istotny czynnik siły na Dalekim Wschodzie?).
      ŁK

      Usuń
    9. Wprawdzie się rozpoznajemy, ale wciąż jednak nie rozumiemy.
      Ja Japonii nie wykrwawiam, ona wykrwawia się sama. Twój postulat, aby "wskazać Japonii jej miejsce w "orkiestrze mocarstw"" popieram, jednakże mam inny pomysł na jego realizację. Ty byś chciał bolesnych "bęcek", czyli, jak rozumiem jednej lub kilku walnych bitew zakończonych klęską japońskiej MW. Ja wolę, aby Japonia przegrała na skutek ekonomicznej zapaści; to powinno znacznie dobitniej uświadomić jej, że "zebranie pod jednym dachem ośmiu krokwi świata" przekracza jej możliwości. Przegrana na skutek niepomyślnego wyniku jednej lub kilku walnych bitew może rodzić nastroje rewanżystyczne - "nie mieliśmy szczęścia, ale następnym razem się uda"
      Francja w moim świecie jest trochę silniejsza niż w realu (posiada m.in. południowo-zachodnią połowę realnej Belgii i jej kolonie, ale nastroje pacyfistyczne jej społeczeństwa są prawie tak silne, jak w realu. Oznacza to chęć utrzymania status quo, lecz bez militarnego angażowania się. Aktualnie, ilościowo flota francuska jest pozycjonowana na 5 miejscu na świecie, choć jej nowoczesność (dotyczy to sił pancernych) pozostawia sporo do życzenia. Gross sił tej floty stacjonuje obecnie w bazach Morza Śródziemnego, jako przeciwwaga dla floty włoskiej.

      JKS

      Usuń
  2. Wreszcie i nareszcie! Bardzo się cieszę, że Autor mógł powrócić do służby czynnej!

    Strategia szybkiego pokonania słabszego członka wrogiej koalicji oczywiście jest słuszna. Z drugiej strony w czasach współczesnych raczej nie udawało się pokonać wroga przez samo bombardowanie (lotnicze czy morskie). Wygląda jednak, że mamy szczęście, i tu wystarczyły ataki lotnicze i morskie.
    Inna sprawa, że wejście Syjamu do wojny to ich niezrozumiała głupota. Nie bardzo rozumiem, na co liczyli i czego się spodziewali? Taki nierozważne wejście do wojny chyba może być tylko porównywane z wejściem Rumunii do PWS.

    Ciekawa jest sprawa strategii Japonii. Jeszcze raz analizując mapę dochodzę do wniosku, że my działamy na dwóch praktycznie rozdzielnych akwenach: Pacyfik w rejonie wysp Palau – Truk, oraz wody wokół wybrzeża Chińskiego. Rozdzielają je faktycznie Filipiny, co uniemożliwia szybką realokacje sił pomiędzy obszarami. Z kolei Japonia zajmuje pozycję bardziej środową, mogąc szybko zmieniać kierunki działania. To przewaga pozwalająca atakować całością sił słabszy z naszych obszarów. Czyli naturalnym wnioskiem powinna być próba zniszczenia przez Japończyków naszych (i Chińskich) sił morskich na morzach Chińskich.

    Zwycięstwo pyrrusowe. Argument o naszych (relatywnie) małych stratach w okrętach mnie nie przekonuje. Prowadzenie wojny jest potwornie drogie przede wszystkim w kosztach „bieżących”. Napisałeś, że kraj tego nie odczuwa. Jeśli nawet liczba żołnierzy wysłanych na front jest relatywnie mała to i tak ogólne koszty muszą być astronomiczne. Nawet takie „małe lokalne wojny” jak wojna Burska, Wietnamska czy z zatoce Perskiej, nadszarpnęły potężnie imperiami anglosaskimi, więc i z nami musi być krucho.
    H_Babbock

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Syjam do wojny został niejako "wepchnięty" przez japońskie naciski. Tak się mszczą nierozważne sojusze słabszego z silniejszym.
      Słuszny wniosek, wynikający - jak sam napisałeś - z analizy mapy. Dlatego też, nasze siły na Pacyfiku są podzielone pomiędzy 4. i 5. Flotę. Granica odpowiedzialności dowództw tych flot przebiega w przybliżeniu od Kiusiu na południe poprzez Ryūkyū, Flipiny i Moluki do Zachodniej Papui. Nota bene, wszelkie plany, strategie itp. są grosza nie warte bez odniesienia do geografii.
      Wojna zawsze kosztuje, ale nie zawsze tyle samo. Nasze wydatki na pokojowe utrzymywanie floty i innych sił na Dalekim Wschodzie nie były o wiele niższe, niż na jej aktualną działalność wojenną. My prowadząc wojnę nie walczymy o życie, jak np. Anglia w czasie IIWS, stąd zapaść finansowa nam jeszcze długo nie zagrozi.

      JKS

      Usuń
    2. Dokładnie tak samo rozumiem tu pojęcie "zwycięstwa pyrrusowego". Wojna zawsze jest niesłychanie kosztowna, także dla zwycięzców. zauważmy jeszcze, że, w przypadku naszej chęci przeciągnięcia wojny w czasie (poprzez ekonomiczne wyczerpywanie przeciwnika), Japonia może poderwać się do desperackiej szarży, rzucając całość dostępnych sił i środków (np. na słabszy element naszej koalicji czyli Chiny, które będziemy zmuszeni ratować z opałów). A wtedy również nasze straty w sprzęcie i sile żywej, niezależnie od osiągniętego finalnie zwycięstwa, mogą okazać się boleśnie duże. W przypadku Tajlandii wydaje się prawdopodobne osiągnięcie zaplanowanego celu poprzez rajd lotniczo-morski. Ten kraj nie ma ochoty na dalsze uczestnictwo w wojnie i dostarczamy mu (nośnego społecznie argumentu) na rzecz wycofania się z konfliktu. Tym bardziej, że w tych realiach próbę podjęcia okupacji przez Japonię należy wykluczyć.
      ŁK

      Usuń
    3. Patrzycie na bezpośrednie koszty działań wojennych. A trzeba pamiętać, że to już epoka rynku globalnego. Przeciwnicy będą się starać naciskać na państwa i firmy robiące interesy z drugą stroną. Mogą się pojawić sabotażyści tam, gdzie nikt by się nie spodziewał, np przy polskich instalacjach naftowych w Kuwejcie. Mogą nastąpić tąpnięcia giełdowe i bankowe, spekulanci to też wojownicy. W tym właśnie czasie w rzeczywistości Niemcy próbowali wykończyć Anglię fałszywymi funtami, które jeszcze lata po wojnie krążyły po świecie.

      Usuń
    4. Kolego Stonk, kłopoty, o których piszesz są możliwe, a na większą skalę mało prawdopodobne.
      Gwoli ścisłości, my w Zatoce Perskiej pozyskujemy ropę ze złóż na terenie Kataru i Bahrajnu, Kuwejt to brytyjski ogródek.

      JKS

      Usuń
  3. Teraz pora na fajny post okrętowy! :)
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nad nim pracuję!
      Temat jest pracochłonny, więc post ukaże się nie wcześniej niż za dwa dni.

      JKS

      Usuń
    2. A więc coś dużego? Chętnie w takim razie poczekam!
      ŁK

      Usuń
  4. W sprawie nalotów na Japonię.
    Nie pamiętam ile samolotów liczy Twój dywizjon. Jeśli 18 sztuk to strata 2 samolotów w nalocie stanowi ponad 10%, a to sporo. Zbombardowane Nagasaki (oraz wymienione Sasebo i Kagoshima) stanowią o tyle dogodne cele, że są wysunięte na zachód i nalot może odbyć się z zaskoczenia (zakładam brak radarów u Japończyków), wprost znad morza. Ale pozostałe cele to inna jakość ryzyka. Dotarcie nad nie wymaga nie tylko dodatkowych kilometrów, ale relatywnie długiego przelotu nad Japońskim lądem. A to naraża na wykrycie naszych samolotów przez obserwatorów i duże ryzyko spotkania myśliwców wroga.
    H_Babbock

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasze dywizjony bombowców ciężkich i średnich liczą po 22 samoloty, a więc straciliśmy ok. 9%. Są to straty jeszcze akceptowalne. W czasie Bitwy o Anglię Niemcy tracili średnio 38% użytych samolotów (łącznie z myśliwcami). W czasie ofensywy lotniczej na Niemcy RAF tracił od 1,3% do 11,9% samolotów, średnio ok. 5%, ale były to głównie naloty nocne. Straty USAF w nalotach dziennych wynosiły od 10,3% do 22,9%, średnio ok. 14%. Zaznaczam, że publikowane są również inne dane, trudno dziś dociec prawdy. Trzeba także dodać, że ww. akcje wykonywane były zazwyczaj dużo liczniejszymi niż jeden dywizjon formacjami, co siłą rzeczy obniża procent strat.
      Zgadzam się, że ataki na cele położone w głębi Archipelagu Japońskiego wiążą się z ryzykiem dużo większych strat; albo trzeba będzie przejść na ataki nocne, co wymaga wyposażenia bombowców w radar i znakomitego wyszkolenia załóg, albo poczekać na wyraźne osłabienie japońskiej obrony plot.
      Wywiad donosi, że nad radarem Japończycy pracują, podobno mają już jakiś stacjonarny prototyp. Jeśli chodzi o nas, to planuje się wyposażenie w radar ciężkich i średnich bombowców do końca tego roku, a wprowadzane w przyszłości maszyny tego rodzaju, będą już w radar standardowo wyposażone.

      JKS

      Usuń
    2. Zalecam więc już teraz prowadzenie szkoleń załóg w lotach nocnych..

      Jeest jeszcze inny sposób.. przeprowadzenie dwóch dużych nalotów (prawie) jednocześnie, jeden może zostać "wykryty" wcześniej i ściągnie na siebie dyżurną obronę.. druga formacja.. w miarę niezauważona (eskorta nadal konieczna) leci w inne miejsce i zrzuca jajka w innym miejscu.
      Kpt.G

      Usuń
    3. Szkolenie w bombardowaniu na radar rozpocznie się równocześnie z początkiem instalacji radarów na ciężkich i średnich bombowcach, czyli już niebawem.
      Proponowany przez Kolegę sposób niezbyt do mnie przemawia; poświęcić jednych dla sukcesu innych? A czemu akurat tych, a nie tamtych? Czy Pan kapitanie, chciałby być zestrzelony i trafić - w najlepszym przypadku - do japońskiego obozu jenieckiego po to, aby inni wieszali sobie na piersiach krzyże i ordery?
      "eskorta nadal konieczna"; nie mamy na razie - i prędko mieć nie będziemy - myśliwców o zasięgu co najmniej 1300 Mm.

      JKS

      Usuń