Komunikat wojenny nr 20/1944 cz.II – kwiecień 1944
Przebieg działań.
Na wieść o polskim desancie na Okinawę, zebrał się
w Tokio japoński sztab imperialny. Mimo, że wszyscy uczestnicy posiedzenia
zgodnie ocenili wynikające z faktu inwazji Okinawy zagrożenie, to wystąpiła
rozbieżność zdań, co do sposobów przeciwdziałania. Przedstawiciele wojsk
lądowych oznajmili, że jeżeli flota zapewni dostarczenie na wyspę posiłków, a
lotnictwo je osłoni, to polski desant zostanie zepchnięty do morza lub
zniszczony w miejscu lądowania. Reprezentanci lotnictwa zażądali oddania do ich
dyspozycji rezerw paliwa, obiecując skuteczne wsparcie działań floty i wojsk
lądowych, które ich zdaniem są odpowiedzialne na likwidację polskiego desantu.
Przedstawiciele marynarki stwierdzili, że mocno osłabione i pozbawione
skutecznej osłony lotniczej oraz paliwa siły morskie nie będą w stanie
zniszczyć polskiej floty desantowej i zrzucili odpowiedzialność za obronę
Okinawy na wojska lądowe i lotnictwo armii. Nastąpiła zażarta dyskusja, nie bez
wzajemnych pretensji, złośliwości i osobistych wycieczek; górę wzięli w niej
przedstawiciele armii i lotnictwa, obligując marynarkę do zdecydowanego działania.
Kiedy szef sztabu marynarki stwierdził, że w tej sytuacji każda większa akcja
morska będzie miała charakter samobójczy usłyszał, że każdy Japończyk powinien
być gotów umrzeć za Cesarza i niedopuszczalne by było, gdyby Cesarstwo zginęło,
a marynarka ocalała. Zgodnie z japońską tradycją, ulegając zdaniu większości,
sztab marynarki opracował plan pod nazwą Ten'nō
no tame ni spinu, czyli Umrzeć
za Cesarza. Wg planu, z bazy w Kure wyruszyć miały, po zgromadzeniu
wystarczającej ilości paliwa, dwa zespoły; jeden zwany pozorującym (P), a drugi
uderzeniowym (U). Jak widać, trudno Japończykom oderwać się od doktryny
„przynęta i myśliwy”, jednakże w tej sytuacji chyba niczego innego sensownego
nie dało się wymyślić. Zespół „P” składał się z:
-
pancerników Ise i Hyuga (ten drugi nie w pełni
wyremontowany po ostatnich uszkodzeniach);
-
lotniskowców uderzeniowych Junyo i Taiho,
-
lotniskowców eskortowych Kaiyo i Shinyo;
-
krążownika ciężkiego i trzech krążowników lekkich;
-
12 niszczycieli.
W
skład zespołu „U” wchodziły:
-
pancerniki Yamato, Musashi i Mutsu;
-
krążownik liniowy Kongo;
-
lotniskowce lekkie Ryujo, Zuiho, Ryuho
i Chiyoda;
-
trzy krążowniki ciężkie i dwa lekkie;
-
16 niszczycieli.
Z
powodu braku paliwa i wyszkolonych pilotów, liczebność grup lotniczych na
japońskich lotniskowcach nie przekraczała 70% stanów etatowych.
Zespół
„P” miał za zadanie podejść od północy do Okinawy, wywabić i związać walką
główne polskie siły osłaniające desant, a zespół „U” omijając Okinawę od
wschodu i południa, zaatakować – pozbawioną w tej sytuacji silniejszej osłony – flotę desantową. Poniżej skrócona relacja przebiegu walk. Występujące w opisie i na mapce oznaczenia czasu wg schematu d:hh:mm
należy czytać jako dzień, godzina, i minuty czasu lokalnego.
1:07:40
Podążający
kursem 180o zespół „P” został wykryty przez samolot rozpoznawczy
zespołu U.4.1.1 ok. 200 Mm na północ od Okinawy.
1:08:10
Z
pokładów zespołu U.4.1.1 startuje 60 myśliwców, 60 bombowców nurkujących i 30
samolotów torpedowych. Zespół U.4.1.2 z dużą prędkością rusza na północ.
1:09:00
Polskie
eskadry myśliwców ścierają się z japońskimi myśliwcami osłony zespołu „P”
Wynik: zestrzelonych 18 samolotów wroga, przy stracie 7 własnych.
1:09:10
Japoński
zespół „P” atakowany przez bombowce i samoloty torpedowe polskiego zespołu
U.4.1.1. Tonie trafiony czterema torpedami i czterema bombami pancernik Ise; tonie po zainkasowaniu pięciu bomb
lotniskowiec Kaiho; tonie trafiony
torpedą niszczyciel; uszkodzone są pancernik Hyuga (dwie bomby), lotniskowiec Taiho (torpeda), lotniskowiec Shinyo
(torpeda i bomba) oraz krążownik ciężki (2 bomby). Straty atakujących samolotów
bombowych i torpedowych zamykają się liczbą 5 maszyn. Japoński zespół ma
absolutnie dość i uchodzi z maksymalnie osiągalną prędkością (circa 15 w) kursem
45o.
1:10:00
Jednakże
zespół U.4.1.1 nie ma jeszcze dość i wyrzuca w powietrze drugą grupę lotniczą w
składzie 30 myśliwców, 40 bombowców nurkujących i 20 samolotów torpedowych.
1:10:40
Zespół
„P” ponownie atakowany przez nasze lotnictwo; nieliczne, będące w powietrzu
japońskie myśliwce nie są w stanie istotnie wpłynąć na przebieg ataku i w
większości zostają zestrzelone. Tonie po trafieniu dwiema torpedami i czterema
bombami lotniskowiec Junyo; tonie
uszkodzony wcześniej krążownik ciężki (torpeda); dwie bomby posyłają na dno
krążownik lekki, a jedna niszczyciel. Ponownie uszkodzony jest lotniskowiec Taiho (dwie bomby). Jeszcze jedną bombę
inkasuje pancernik Hyuga; ten okręt
jest wprawdzie pechowy, ale chyba niezniszczalny, to już czwarte w tej wojnie
jego poważne uszkodzenie, a wciąż żyje! Resztki japońskiego zespołu uchodzą na
północ.
1:11:50
Po
przyjęciu na pokłady powracających z ostatniej akcji samolotów, zespół U.4.1.1
zawraca na południe; dalsza pogoń za już rozbitym japońskim zespołem nie ma
sensu, tym bardziej, że niebezpiecznie zbliżyłaby nasze okręty do lądowych baz
lotniczych wroga. Zawraca również zespół U.4.1.2.
1:14:00
Lis jest w kurniku! Samolot
rozpoznawczy zespołu D.4.1.8 wykrywa na południe od Okinawy silny zespół
japoński. Nastąpiło to prawie w ostatniej chwili, w czasie stale pogarszających
się warunków pogodowych. Wkrótce, z powodu zbyt niskiego pułapu chmur, operacje
lotnicze staną się niemożliwe. Naprzeciw wykrytemu nieprzyjacielowi rusza
zespół D.4.1.7 (bez zbyt wolnych kanonierek), nie ma on zbyt wielu szans w
walce z potężnym japońskim zespołem pancernym, ale będzie chciał go związać
walką do czasu nadejścia zespołu U.4.1.2. Zespoły D.4.1.8, D.4.1.9 i U.4.1.3 (na
mapce oznaczone zbiorczo D.4.1) skupiają się razem i odchodzą na
północny-zachód.
1:14:40
Radary
zespołu D.4.1.7 wykrywają japońską eskadrę; zespół wykonuje zwrot w prawo i
otwiera ogień z odległości ok. 22 km. Zaskoczeni obecnością w tym miejscu
polskich ciężkich okrętów, Japończycy również wykonują zwrot i odpowiadają
ogniem. Odległość pomiędzy walczącymi maleje do 19 km. Japońskie okręty liniowe
i krążowniki ciężkie strzelają do polskich pancerników, a krążowniki lekkie i
niszczyciele do swoich odpowiedników w polskim szyku. Niemogące użyć swojej
głównej broni japońskie lotniskowce, trzymają się z tyłu. Polskie pancerniki skupiają
ogień na jednym z dwu największych japońskich okrętów liniowych, jest nim Yamato. Okręty zespołu U.4.1.2
przeciążają maszyny, idąc z pomocą walczącym już kolegom. Pogoda nadal
uniemożliwia użycie lotnictwa.
1:15:20
Trafiony
14 pociskami 457 mm i 24 203 mm nasz pancernik Władysław Łokietek (BB-1923/1939) odpada z szyku, dryfując na
północ. Jego bliźniak Kazimierz Wielki,
mimo otrzymania 12 pocisków 406 i 356 mm utrzymuje się w szyku i kontynuuje
walkę. W celu odciążenia własnej linii bojowej, ruszają do ataku torpedowego
nasze niszczyciele typu Autan (DD-100
1941), ściągając na siebie ogień japońskich krążowników lekkich i niszczycieli,
oraz artylerii średniej okrętów liniowych. Niestety, japońska nawała ogniowa (22x152,
22x140 i 116x127 mm) uniemożliwia niszczycielom wyjście na korzystną pozycję
strzału torpedowego. Toną kolejno: Aspre,
Bise i Baguio; poważnie uszkodzone są: Barguzin,
Bohorok i Garding; lekko Autan; tylko Breva wychodzi bez szwanku. Z wystrzelonych w akcie rozpaczy 32
torped żadna nie trafia, jednakże ten – niemal samobójczy – atak zmusza
Japończyków do wykonywania uników, a tym samym oddala od będących ich celem
okrętów desantu. Polski zespół wykonuje zwrot na północny-zachód, aby choć na
chwilę wyjść spod morderczego japońskiego ognia, a także w celu wyprowadzenia
Japończyków pod lufy nadciągającego zespołu U.4.1.2. Odległość pomiędzy
walczącymi wzrasta do 29 km, ogień japoński traci na gęstości i celności. Pomimo
ofiarnych wysiłków załogi, tonie śmiertelnie uszkodzony niszczyciel Garding.
1:16:20
Na
ekranach radarów zespołu U.4.1.2 pojawiają się obydwa walczące zespoły. Zespół
D.4.1.7 wykonuje zwrot na północ, celem połączenia się z zespołem U.4.1.2.
Japończycy tracą kontakt wzrokowy z przeciwnikiem, więc również wykonują zwrot
na kurs 0o i zwiększają prędkość do 24 w.
1:17:00
Zespoły
U.4.1.2 i D.4.1.7 łączą się. Dowództwo całości obejmuje wiceadmirał dowodzący
zespołem silniejszym; pierwszą jego decyzją w nowej roli jest odesłanie na
wschód poważnie uszkodzonych Kazimierza
Wielkiego oraz niszczycieli Barguzin
i Bohorok. Teraz siły co najmniej się
wyrównują; przeciwko japońskim 18x457, 8x406, 8x356 i 30x203 mm dysponujemy 16x509,
20x356 i 20x203 mm. Stosunek ciężaru salwy burtowej (tylko dział od 203 mm
wzwyż) wynosi 46,53 do 42,66 t. Dodatkowymi atutami sił polskich są: posiadanie
radaru oraz fakt, że Yamato nie jest
już w pełni sprawny po odniesionych w dotychczasowej walce uszkodzeniach. Odległość
pomiędzy przeciwnikami zmniejsza się do 26 km i Japończycy odzyskując kontakt
wzrokowy, wykonują zwrot na zachód i otwierają ogień na dystansie 25 km. Zespół
polski natychmiast odpowiada. Następuje bardzo niefortunne dla nas wydarzenie;
otóż lekki krążownik Kojani (typ Philipsburg CL-40 1938), wykonując
spóźnione i dość nieudolne manewry dołączenia do głównego szyku, przypadkowo
znalazł się w nieprzewidzianym dla niego i bardzo niebezpiecznym miejscu. Na
skutek powyższego, został nakryty japońską salwą 406 mm (cztery bezpośrednie trafienia),
a dodatkowo trafiony kilkoma pociskami 203 mm własnych okrętów. Dla
uszkodzonego już wcześniej małego krążownika, było to zdecydowanie za dużo. Po
kilku minutach okręt przewrócił się na lewą burtę i zatonął z ponad połową
załogi. Z upływem czasu polska przewaga ogniowa i techniczna daje o sobie znać.
Przy słabej i wciąż pogarszającej się widoczności, nasze kierowane radarem
działa są znacznie celniejsze. Ciężkie cięgi zbiera Yamato; wprawdzie jego wieże wytrzymują trafienia pociskami 509 mm,
ale pancerz burtowy i pokładowy już nie. Zniszczona zostaje część urządzeń
napędowych, na kilkanaście minut przerwany jest dopływ prądu do wież artylerii
głównej oraz systemów kierowania ogniem, na pokładach szaleją pożary, prędkość
okrętu spada do 17 w. Ciężkie chwile przeżywają również Musashi (11 trafień 509 mm), Mutsu
(12 trafień 356 mm) i Kongo (9
trafień 356 mm) . Dowódca japońskiego zespołu analizuje sytuację: wykonanie
zadania, polegającego na zniszczeniu polskiej floty desantowej jest już
nierealne; amunicja się kończy; kontynuowanie starcia grozi zniszczeniem
całości eskadry; utrzymanie kursu niebezpiecznie zbliża zespół do brzegów Chin
i Tajwanu; najkrótsza droga odwrotu na północ odcięta przez nieprzyjaciela; za
niespełna dwie godziny zapadną ciemności, co tylko zwiększy przewagę wroga
(radar!) i na koniec, „nielotna” pogoda kiedyś ustąpi, a wtedy… Decyzja może
być tylko jedna.
1:17:50
Japońska
eskadra wykonuje zwrot na południe, a później na południowy-wschód, uchodząc
maksymalnie osiągalną prędkością 24 w. Nienadążający za siłami głównymi, a więc
skazany już Yamato, będzie osłaniał
odwrót. Polski zespół rusza w pościg za uchodzącym wrogiem.
1:19:00
Nasze
okręty dopadają Yamato; w
zapadających ciemnościach nocy rozgrywa się efektowny, lecz tragiczny spektakl.
Dziesiątki ciężkich pocisków uderzają w pływającą fortecę. Przez kilkanaście
pierwszych minut Yamato odpowiada,
choć bardzo niecelnie; uszkodzenia systemów kierowania ogniem oraz problemy z
zasilaniem dają o sobie znać. Później płonący od dziobu do rufy okręt milknie, skończyła
się amunicja. Teraz do ataku, na nieruchomy już pancernik, ruszają krążowniki i
niszczyciele. Krążownik ciężki Poznań
(CA-14 1937) oświetla cel reflektorami, a torpedy wyrzucają kolejno: krążowniki
lekkie Bydgoszcz i Opole (CL-32 1936) oraz niszczyciele Orosi, Burste, Habub i Leste (DD-100
1941). Z 38 wystrzelonych torped trafia 12, wszystkie w prawą burtę. W
sekwencji infernalnych eksplozji, Yamato przewraca się na burtę i otoczony
kłębami ognia, dymu i pary tonie z praktycznie całą załogą. Zdołano wyłowić z
wody jedynie 13 członków załogi, z czego jeden musiał zostać zastrzelony,
ponieważ próbował atakować ratujących go polskich marynarzy. Chcąc jak gdyby
konkurować z reżyserowanym i rozegranym przed chwilą przez ludzi spektaklem, rozpętuje
się tropikalna burza, przecinając błyskawicami czarny już nocny horyzont.
Dowódca polskiej eskadry zarządza koniec pościgu; pogoda stale się pogarsza, a stany
paliwa są na granicy bezpieczeństwa. Wszystkie sprawne polskie zespoły, walcząc
z coraz wyższą falą, zmierzają do rejonu na północny-wschód od Okinawy, celem
pobrania paliwa, amunicji i innego zaopatrzenia.
Poniżej
uproszczona mapka opisywanych walk.
Przedstawione
wyżej zmagania będą nosić ogólną nazwę morskiej Bitwy o Okinawę; a w szczególności
drugiej Bitwy na Morzu Wschodniochińskim i Bitwy na południe od Kume-jima.
Napisałeś, że w dyskusji w sztabie brali udział przedstawiciele lotnictwa. Czy to znaczy, że Japonia ma wyodrębnione lotnictwo? W rzeczywistości nie miała, istniało lotnictwo marynarki i osobno lotnictwo armii. Nie jestem zwolennikiem podziału na rodzaje sił zbrojnych, to zabawa biurokratów, która wcale nie pomaga na polu walki.
OdpowiedzUsuńPisząc "przedstawiciele lotnictwa", miałem na myśli ogólnie oficerów lotnictwa marynarki i wojsk lądowych. Nie można się dziwić, że ich stanowisko było w tym przypadku zbieżne, pomimo istniejącej w kwestiach ogólnych rywalizacji.
UsuńJKS
Co z uszkodzonym Władysławem Łokietkiem? Dryfował bezwładnie...
OdpowiedzUsuńJest trudna decyzja... Holownik z zespołu U.4.1.3, współpracując z samą załogą, walczy o życie okrętu. Utrzymujące się fatalne warunki pogodowe praktycznie uniemożliwiają holowanie do bazy dysponującej odpowiednim zapleczem remontowym. Konieczne szybkie, nawet bolesne rozwiązanie...
UsuńJKS
Myślę, że da się go doprowadzić do najbliższej bazy i choćby osadzić na mieliźnie. Niech wróci do służby w ograniczonej roli(nie jest flocie niezbędny jako okręt bojowy, mamy dość nowszych pancerników). Kiedy wygrywamy wojnę, nie musimy na wszystkim oszczędzać (tak, jego ratowanie jest nieopłacalne ekonomicznie), a ze względów bieżącej propagandy i dłuższego prestiżu (po wojnie też będzie to przypominane) lepiej jest udowodnić, że potrafimy ciężko uszkodzony okręt uratować i wyremontować niż przyznać się do jego utraty.
UsuńZrobimy, co się da...
UsuńJKS
Zaskoczyłeś mnie bardzo i to pozytywnie! Dotychczas wszelkie komentarze o zbyt słabej Japonii, zbywałeś, że wróg jest już tak zniszczony, że nie jest wstanie wysłać regularnych ataków powietrznych. A tu proszę, potężna i spektakularna akcja wroga. Bardzo fajny opis łączący precyzje z elementem „beletrystycznym”.
OdpowiedzUsuń1. Japoński plan ataku był do bólu powtarzalny, ale oni tak właśnie mieli. Skomplikowane operacje wojenne oparte na założeniu, że wróg zrobi to, co oni przewidują.
2. Dziwne, że Japończycy nie zdołali przygotować skoordynowanego (z akcją zespołu P) ataku z baz lotniczych na nasze siły główne. Jeśli dystans jest spory, to przecież posiadają bazy wysunięte na wyspach (Okino, Amami). Nawet, jeśli lotniska były tam bombardowane, to ówczesne pasy startowe można było przywrócić do używalności w ciągu kilku godzin.
3. Przydział lotniskowców do Japońskiego zespołu „pancernego” nie wydaje się przemyślany. Czy samoloty z lotniskowców miały zapewnić rozpoznanie (ale przecież wiadomo gdzie jest desant), czy też osłonę lotniczą (na co są zdecydowanie za słabe)?
4. Reakcja strony Japońskiej po naszym ataku torpedowym jest bardzo zła. Przez godzinę i 40 minut (od 15:20 do 17: 00) Japończycy pozwalają oddalać się naszym pobitym pancernikom i nie doprowadzają do ponownego starcia na mniejszym (skuteczniejszym) dystansie. Z mapy wynika, że pomiędzy 15:20 a 16:20 Japończycy wręcz oddalają się od swojego celu (plaż Okinawy)!
5. Dalsze działania strony Japońskiej są podyktowane przez nasze siły. Ale kompletnie niezrozumiały jest brak ataku torpedowego niszczycieli Japońskich. W tej fazie (ataku Polaków) aż się prosiło, w trudnych warunkach obserwacji, użyć swoich 16 niszczycieli!
6. Zwycięstwo polskie jest bezsporne. Zarówno na poziomie strategicznym (pokrzyżowania planów Japońskich) jak i sumarycznych wyników bitwy. Zwycięzców się nie sądzi, ale dowództwo powinno przeprowadzić analizę bitwy. A to wypada już słabiej.
7. Ocena załóg okrętów jest bardzo dobra. Ale im wyżej w szczeblach dowodzenia, tym gorzej. Błąd (błędy) dowódcy krążownika lekkiego Kojani to w sumie drobiazg (co prawda kosztujący życie kilkuset marynarzy). Ale doprowadzenie do sytuacji, że desant miał zbyt słabą osłonę bezpośrednią to już poważny błąd. Jak wynika z doświadczeń bitwy, główne siły osłony powinny być znacznie bliżej desantu. Wówczas mogłyby na czas (a nie w ostatniej chwili) interweniować.
8. Ocena naszego dalekiego rozpoznania też wypada słabo. Częściowo mogła być winna pogoda. Ala w sumie rozpoznanie zawiodło tak blisko dopuszczając „niewidzialne” siły wroga.
9. Naczelne dowództwo akceptując taki rozkład sił także jest winne. Ale dochodzi do tego niewybaczalny błąd braku „ekonomii sił”. Z naszych 10 pancerników w bitwie (przeciw całości sił wroga!) bierze udział tylko 6 (2 super pancerniki 8x508, 2 „nasze KGV” 10x356 oraz 2 starsze 8x406), podczas gdy 2 „nasze wolniejsze Iowa” 9x406 i 2 krążowniki liniowe (6x356) są poza bitwą (pomijam nasze CA-killery typu Leszek Biały – dygresja - w roli anty krążowniczej nigdy nie wystąpiły). Gdyby np. Jellicoe wybrał się pod Skagerrak bez 8 drednotów (czyli ¼ sił) to i słusznie nikt by na nim suchej nitki nie zostawił.
H_Babbock
Dziękuję za ogólne pochwały.
UsuńAd 1. Zgoda.
Ad 2. Japońskie bazy lotnicze na Amami i Okino zostały wcześniej prawie kompletnie zniszczone. Pasy startowe można naprawić w ciągu kilku dni (opierający się głównie na pracy ręcznej Japończycy nie zrobią tego wcześniej), gorzej wygląda sprawa z pozostałą infrastrukturą lotniskową (hangary, składy paliwa i amunicji itd.). Na pewno jednak, nie da się w ciągu kilku dni stworzyć nowych samolotów, a tym bardziej wyszkolić nowych załóg.
Ad 3. Też uważam, że gdyby lotniskowce te weszły w skład zespołu "P", większy byłby z nich pożytek. W czasie walki artyleryjskiej były dla zespołu "U" tylko "kulą u nogi"
Ad 4. Atak naszych niszczycieli - chociaż niezakończony trafieniami - bardzo nam pomógł, wprowadzając chaos do japońskiego zespołu (nieskoordynowane uniki). Swoje dołożyła zła widoczność i zaprowadzenie porządku w szyku trwało bardzo długo. W tym czasie odległość od naszego zespołu stale rosła, aż w końcu doprowadziła do utraty kontaktu z nim.
Japończycy oddalali się od plaż Okinawy już od momentu nawiązania pierwszego kontaktu z grupą D.4.1.7., ponieważ byli przez polskie okręty od swego celu odciągani, a w końcu wciągnięci w walkę z zespołem U.4.1.2. Wprawdzie po godz. 15:20 mogli zmienić kurs na północno-wschodni, ale wtedy mieliby polski zespół za plecami, co praktycznie odbierałoby im swobodę działania. Zresztą, w tym czasie główny cel japońskiego ataku zdążył się już oddalić od Okinawy.
Ad 5. Ja tłumaczę brak ataku japońskich niszczycieli pewnym schematyzmem myślenia japońskich dowódców, utrudniającym im racjonalną reakcję na zmieniającą się sytuację. Plan ogólny zakładał, że zespół "U" użyje artylerii i sztywno się tego trzymano.
Ad 6. Bez uwag.
Ad 7. Główne siły osłony (U.4.1) zajmowały pozycję odpowiednią do spodziewanego kierunku ewentualnego ataku wroga; przyznaj, że Ty też nie spodziewałbyś się ataku z południa.
Ad 8. Patrz Ad 7. Rozpoznawano głównie na północ od Okinawy, a pogoda też tego nie ułatwiała.
Ad 9. A Ty znowu to samo... ;). Operację zajęcia Okinawy realizowała 4.Flota i użyto w niej wszystkich jej okrętów liniowych. Pozostałe wchodzą w skład 5. (2xBB i 2xBC, z czego jeden uszkodzony w remoncie) i 3.Floty (1xBC). Każda nasza flota ma swoje zadania (oczywiście w ramach planów ogólnych) i unika się tak działań wspólnych (problemy ze spójnością dowodzenia), jak i wymiany sił pomiędzy flotami (wzajemne pretensje i zadrażnienia). Poza tym, po każdej większej akcji konieczna jest przerwa operacyjna na usunięcie uszkodzeń, konserwację, uzupełnienie i odpoczynek załóg itp. Osobne i naprzemienne w czasie działania flot, umożliwiają wywieranie nieprzerwanego nacisku na wroga. Użyte w operacji okinawskiej siły teoretycznie były w tych warunkach wystarczające, co potwierdziła także praktyka.
Uwaga ogólna. Raczej nie spotyka się całkowicie bezbłędnie przeprowadzonych dużych i skomplikowanych operacji. Przy wyrównanych siłach przeciwników wygrywa ten, kto popełnia mniej błędów lub którego błędy są mniej istotne. W opisanym wyżej starciu siły nie były równe, a więc Polaków stać było na szerszy margines błędu.
JKS
Ad. 5. W odniesieniu do działań japońskich niszczycieli miałem odmienne wrażenie. Na podstawie opisów walko o Guadalacanal wydaje mi się, że ich dowódcy od razu chcieli przechodzić do ataku torpedowego na wroga, nawet zapominając o osłonie własnych okrętów.
UsuńAd. 7. Przypomnę, że pod postem z 7 sierpnia pisałem „…Trochę mnie niepokoi aż takie dalekie rozstawienie sił „bojowych” osłaniających desant.” Zakładam więc, że trzymałbym siły główne znacznie bliżej (niż Ty) osłanianego desantu. Wówczas na atak z południa można by zareagować od razu większymi siłami.
Ad. 8. Za słabe rozpoznanie w kierunku wschodnim to dla mnie nie wytłumaczenia, tylko błąd dowództwa.
Ad. 9. Dla mnie Twoje wytłumaczenie (siły podzielono na kilka flot, więc nie można ich mieszać) jest potwierdzeniem błędu. Po co dzielono, skoro flota USA (znacznie większa od Twojej) na Pacyfiku działa, jako jeden zespół.
To, że popełniane są błędy przez obie strony, to nie jest zarzut wobec Ciebie. Wręcz przeciwnie, takie sytuacje nadają realizmu opisowi.
H_Babbock
Ad 5. Zazwyczaj tak właśnie było. Tutaj jednak, japoński dowódca twardo (i chyba dość bezmyślnie) trzymał się słów rozkazu "zespół południowy zaatakuje artylerią i zniszczy nieprzyjacielską flotę desantową oraz osłaniające ją okręty"
UsuńAd 7. No to jesteś bardziej przewidujący, niż nasi oficerowie i ja sam, chyba Cię powołam do sztabu ;).
Ad 8. Niech tak będzie! Na usprawiedliwienie naszego dowództwa dodam, że po odkryciu zespołu "P", nie spodziewano się pojawienia jeszcze jednego, co najmniej równie silnego.
Ad 9. Jednolite dowodzenie tak olbrzymimi siłami, jak 3/5.Flota USA nastręcza wiele problemów z koordynacją działań, wynikających z konieczności przetwarzania olbrzymiej ilości napływających jednocześnie informacji. Rosnąca ilość informacji wymusza wzrost ilości przetwarzających je ośrodków, co z kolei skutkuje pogorszeniem przepływu danych pomiędzy nimi. Nastąpić może - posługując się terminologią informatyczną - "zatkanie procesora" (lub wg Lema "syndrom anankastyczny"). Przykładem powyższego może być tragiczny los USS "Indianapolis", który w pewnym momencie, w powodzi innych informacji, "zniknął" z obszaru zainteresowania sztabu floty, ze znanymi konsekwencjami.
Celem sprostowania; w czasie IIWS Pacyfik nie był u Amerykanów jednolitym obszarem operacyjnym. M.in. siły działające na obszarze południowo-zachodnim (pod dowództwem MacArthura) nie podlegały 3/5.Flocie, później wyłączony został również obszar północnego Pacyfiku.
JKS