Wiadomości polityczne nr 17/1941
Co tam Panie
w polityce?
Zakończyły
się plebiscyty dotyczące przynależności państwowej Przymorza, Istrii z Triestem
oraz Dalmacji. Istria i Dalmacja weszły w skład Księstwa Iliryjskiego, a Przymorze
i Triest zostały przyłączone do Włoch.
Z
rozstrzygnięciem takim nie może pogodzić się mniejszość włoska na Istrii i w
Dalmacji. Korzystając z półoficjalnego wsparcia Królestwa Włoskiego, włoskie
bojówki rozpoczęły serię ataków terrorystycznych na powstające właśnie organa
administracji państwa Iliryjskiego oraz na cywilną ludność słowiańskiego
pochodzenia. Spotyka się to z odwetowymi działaniami Słowian, do lokalnych
pogromów włącznie. Nieposiadające jeszcze ani regularnej armii, ani
zorganizowanego aparatu policyjnego Księstwo Iliryjskie, zwróciło się o pomoc
do państw, których przedstawiciele tworzyli Komisję Arbitrażową, czyli Polski,
Francji i USA. Prośba dotyczy w szczególności wysłania do najbardziej zapalnych
regionów kontyngentów wojskowo-policyjnych oraz przerwania prowadzonych drogą
morską dostaw broni, amunicji i ochotników z Królestwa Włoskiego. Prośba ta
spotkała się z pozytywnym odzewem państw arbitrażowych; Polska i Francja
zapowiedziały wysłanie oddziałów żandarmerii oraz okrętów wojennych, a USA – nie
chcąc angażować się bezpośrednio – zaoferowały pokrycie 1/3 kosztów tych
działań. Szczegóły rozmieszczenia kontyngentów oraz zasad działalności sił
morskich zostaną ustalone później, po wspólnym z rządem Iliryjskim określeniu potrzeb
i metod działania. Jednocześnie, wszystkie państwa arbitrażowe stanowczo wezwały
Włochy do zaprzestania wspierania włoskich separatystów, grożąc w razie odmowy
sankcjami politycznymi i ekonomicznymi.
Powoli
stabilizuje się sytuacja w podzielonych Siedmiogrodzie i Banacie. Choć
miejscami utrzymuje się jeszcze spore napięcie, przewiduje się uspokojenie w
najbliższym czasie.
Ukonstytuowało
się nowe Cesarstwo Naddunajskie, obejmujące Austrię właściwą (z Północnym
Tyrolem) oraz Węgry właściwe (z częściami Siedmiogrodu i Banatu). Państwu nadano
nową nazwę, aby uniknąć odpowiedzialności za zobowiązania byłego Cesarstwa
Wiedeńskiego. Nie wiadomo jeszcze czy ten wykręt prawny zostanie przez
społeczność międzynarodową uznany.
Jak tam,
trzymamy się mocno?
Na skutek
nacisku dyplomatycznego USA, Francji i Holandii (o czym w poprzednich
Wiadomościach), odbyły się wielostronne konsultacje pomiędzy szefami dyplomacji
Polski, Japonii oraz ww. państw. W ich wyniku ustalono, że dojdzie na neutralnym
terenie USA do polsko-japońskich rozmów na szczeblu wiceministrów (podsekretarzy
stanu) spraw zagranicznych. Gospodarzem zlokalizowanych w San Francisco obrad został
podsekretarz stanu USA Dean Acheson, a w roli obserwatorów występują przedstawiciele
Francji i Holandii. Na początku obrad, przedstawiciel Japonii Saburō
Kurusu przedstawił stanowisko i żądania swego rządu. Oświadczył on, że polska
obecność militarna w Chinach oraz „okrążanie” Japonii przez polskie bazy
morskie i lotnicze, stanowi dla jego kraju zagrożenie, na które rząd cesarski
nigdy się nie zgodzi. W związku z tym zażądał:
1.
Opuszczenia przez Polskę baz w Szantou i Hangczou oraz wycofania z Chin polskich
instruktorów wojskowych, morskich i lotniczych, a także zaprzestania udzielania
jakiejkolwiek pomocy militarnej i ekonomicznej dla Chin.
2.
Oddania Polskiego Pacyficznego Terytorium Równikowego (PPTR) Japonii,
ewentualnie powiernictwu międzynarodowemu z udziałem Japonii.
3.
Demilitaryzacji polskich posiadłości na wyspach Belitung i Samoa.
4.
Uznania szczególnych interesów politycznych i ekonomicznych Japonii na terenie
Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej.
W
odpowiedzi na te żądania, polski delegat Edward Dębczyński oświadczył:
1.
Polska obecność w Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej nie jest wymierzona
przeciw komukolwiek, w tym i Japonii. Posiadłości te nie zostały pozyskane metodą
podboju, lecz na drodze zakupu lub porozumień międzynarodowych i Polska ma
prawo do ich utrzymania oraz obrony takimi sposobami, jakie uzna za stosowne.
2.
Stosunki pomiędzy Polską, a Chinami są wewnętrzną sprawą tych państw i
jakakolwiek obca ingerencja w nie jest niedopuszczalna.
3.
Polskie bazy w Chinach nie mają charakteru ofensywnego, czego dowodem jest polskie
zobowiązanie do niestacjonowania w nich okrętów liniowych i podwodnych oraz
lotnictwa o zasięgu umożliwiającym osiągnięcie terytorium macierzystego
Japonii.
4.
Japonia posiada w Szanghaju bazę na
identycznych warunkach, jak polskie bazy w Szantou i Hangczou, a jednak Polska
nie żąda ani jej opuszczenia, ani ograniczeń co do stacjonujących tam sił.
5.
Polska szanuje japońskie interesy w Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej,
nie mogą one jednak wykluczać interesów innych państw oraz stać w sprzeczności z
prawem międzynarodowym.
Na
podstawie powyższych dwustronnych oświadczeń sporządzono protokół rozbieżności;
dalsze rozmowy będą dotyczyły poszczególnych kwestii spornych. Wezmą już w nich
udział towarzyszący przewodniczącym delegacji eksperci; z polskiej strony:
radca w MSZ dr Szreniawa-Szreniawski, Szef Sztabu 4.Floty k-adm. Kitaj-Hański, Szef
Wydziału Studiów II Oddziału Sztabu Głównego MW kmdr Myśliński, Szef Oddziału I
Sztabu Lotnictwa MW kmdr por. pil. Jastrzębski oraz tłumacz kpt. Babelski.
Między nami
żakietami.
Nasza inicjatywa
zawarcia wielostronnego porozumienia dotyczącego wzajemnych gwarancji stanu
posiadania na Dalekim Wschodzie obleka się w ciało. Akces do porozumienia oficjalnie
zgłosiły: Francja, Holandia, USA i Portugalia. Anglia wyraziła swoje poparcie dla
samej idei porozumienia, jednakże (może z przyczyn prestiżowych?) do niego nie
przystąpi.
Porozumienie
zobowiązuje jego sygnatariuszy do wzajemnego uznawania aktualnego stanu
posiadania na Dalekim Wschodzie i gwarancji jego nienaruszalności, chyba że za
zgodą samych zainteresowanych oraz pozostałych członków porozumienia. Porozumienie
to także reguluje sprawy arbitrażu, w przypadku zaistnienia kwestii spornych pomiędzy
jego sygnatariuszami. Niestety nie udało się uzyskać jednomyślności w kwestii
obowiązku wzajemnej obrony istniejącego stanu przed zakusami państw trzecich,
jednakże porozumienie takiej możliwości nie wyklucza. Oficjalne podpisanie porozumienia
nastąpi w najbliższych miesiącach.
Bliski
finalizacji jest polsko-czechosłowacki układ o przyjaźni i współpracy. Obejmuje
on kwestie wymiany gospodarczej i kulturalnej oraz współpracę na polu
zachowania pokoju w Europie środkowej.
A to Panie ciekawe…
Coraz
częściej pojawiają się plotki o wzajemnej skłonności najmłodszej córki naszego
miłościwie panującego Bolesława IV Elżbiety i Jana Oranje-Nassau. Prawdopodobieństwa
tym pogłoskom przydaje fakt, iż Elżbieta na własne życzenie udała się w podróż
po krajach zachodniej Europy, a harmonogram tej podróży przewiduje pobyt w
Holandii dłuższy, niż w Danii, Anglii, Francji, Szwajcarii i Bawarii razem wziętych.
Poniżej
aktualna mapka polityczna Europy.
Ta Turcja jest obrzydliwie wielka. Bardzo mi się to nie podoba, ale to - o ile dobrze kojarzę - nasz ważny sojusznik. Sam już nie wiem, co o tym sądzić! :)
OdpowiedzUsuńŁK
Ja też mam mieszane uczucia (tak jak przypadku, kiedy teściowa wpadnie do rzeki Twoim najnowszym samochodem :)).
UsuńTurcja jest (była?) naszym ważnym sojusznikiem przeciwko Rosji; teraz, kiedy:
- nasze stosunki z Rosją mocno się poprawiły,
- zwiększył się nasz potencjał militarny, a zagrożenie z zachodu stało się mniejsze ("lekcja niemiecka" z roku 1935 oraz potencjalny sojusz z Czecho-Słowacją),
- rozwijamy stosunki z państwami Turcji nieprzyjaznymi (np. z Rumunią),
- Turcja wykazuje dużą odporność na próby istotnych reform,
sojusz ten powoli traci na znaczeniu.
Byłoby - tak po ludzku - świństwem odwrócić się nagle od wiernego od lat sojusznika, ale racja stanu nie zna moralności i popieranie państwa ewidentnie schyłkowego nie leży w jej interesie. Wypowiadać sojuszu nie będziemy, ale kiedy Turcja stanie w obliczu - nieuchronnego chyba - rozbioru jej posiadłości europejskich przez Rumunię, Serbię, Ilirię, Grecję, a nawet Rosję, to "umierać za Rumelię" nie będziemy.
JKS
Ten sojusznik zaczyna nam powoli ciążyć i nie ma co ociągać się z jego porzuceniem. Pompujemy w niego pieniądze, na mając z tego żadnych wymiernych profitów. Jeżeli nastąpi "przebudzenie" Turcji, to niewątpliwie pod wpływem ideologii panislamskiej/panturańskiej, co będzie niebezpieczne dla porządku europejskiego. Arbitraż polsko-rosyjski powinien doprowadzić do całościowego usunięcia Turcji z południowej i wschodniej Europy i rozwiązania tym samym "kwestii bałkańskiej".
UsuńŁK
Jak wyżej napisałem, sojusz polsko-turecki właśnie się przeżywa. Jednakże zerwanie go nie jest takie proste; pomijając względy "moralne", stanowi on element wielostronnego sojuszu polsko-francusko-duńsko-szwedzko-tureckiego*), obowiązującego strony do końca roku 1944 i ze względów formalnych jednostronnie zerwać go nie można. Wypowiedzenie sojuszu jednemu z aliantów, byłoby jednoznaczne z wypowiedzeniem sojuszu w całości, czego oczywiście nie chcemy.
UsuńZ tym pompowaniem pieniędzy nie jest aż tak źle; polskie misje wojskowe w Turcji są utrzymywane na koszt tego państwa, za dostawy uzbrojenia Turcy płacą, a to, że czasem sprzedajemy im "szrot" okrętowy po preferencyjnych cenach tez nie jest istotnym dla budżetu obciążeniem. W zamian mamy na terenie Turcji korzystne koncesje naftowe (Baku, Zatoka Perska), co nie jest bez znaczenia.
"Przebudzenie" Turcji w zasadzie już nastąpiło po obaleniu sułtanatu; miało ono jednak dość "aksamitny" charakter i ani kraju oraz społeczeństwa zbytnio nie zradykalizowało, ani - w europejskim rozumieniu - istotnie nie zmodernizowało.
Rozwiązanie "kwestii bałkańskiej" przypomina kwadraturę koła i jak wiemy do dziś nie zostało osiągnięte. Nasi analitycy, zarówno z MSZ, jak i z II Oddziału Sztabu Generalnego, antycypują nieodległy w czasie antyturecki sojusz Rumunii, Serbii, Czarnogóry, Grecji i może Ilirii, który wsparty przez Rosję (pachną jej północne brzegi Morza Czarnego z Krymem) i ewentualne powstania w Bułgarii i Albanii, skończyć się może dla Turcji w jeden tylko sposób. Nie oznacza to, że po "wypchnięciu" Turcji z Bałkanów zapanuje tam pokój i miła zgoda; w tym kontekście Turcja jednak była tam czynnikiem stabilizującym.
Inaczej przedstawia się sprawa tureckich posiadłości pozaeuropejskich (Tunezja, Libia, Półwysep Arabski, Irak, Azerbejdżan, Armenia). Z uwagi na nasze własne interesy (ropa) oraz zagrożenie opanowania ich przez mocarstwa nam nieprzyjazne (np. Włochy), powinniśmy (dość formalnej) suwerenności Turcji na tych obszarach bronić.
Jak wynika z powyższej analizy, nasze plany polityczne w stosunku do Turcji, ze względu na ich wieloaspektowość, nie są ani proste, ani łatwe do realizacji. Będziemy monitorować sytuację polityczną Turcji i podejmować stosowne do okoliczności działania.
W przeciwieństwie do nieocenionego kolegi dV, pozwalam sobie na swoim blogu na stosunkowo znaczny udział tematyki politycznej. Ma to swoje wady i zalety; z jednej strony daję (chyba) solidną podstawę dla tendencji rozwoju floty i sił zbrojnych w ogólności, a z drugiej rozpraszam się, ze szkodą dla ściślej pojętej tematyki bloga. Nic na to jednak nie poradzę, prawdopodobnie jestem "zwierzęciem politycznym" i nie widzę sensu rozważań nad rozwojem MW bez uwzględniania warunków politycznych i ekonomicznych.
*) do roku 1941 należała do niego również Litwa
JKS
Co do utrzymania przy Turcji jej terenów bliskowschodnich i północnoafrykańskich - pełna zgoda. Los północnych wybrzeży Morza Czarnego i Krymu wydaje się przesądzony. Uważam, że pożądane byłoby powstanie Wielkiej Bułgarii (z Macedonią) i Wielkiej Serbii (z Czarnogórą) pod nieformalnym protektoratem Rosji oraz Rumunii z szerokim dostępem do Morza Czarnego i znajdującej się w polskiej strefie wpływów. Osobiście nie miałbym nic przeciwko restytucji (małego, etnicznie greckiego) Cesarstwa Bizantyjskiego ze stolicą w Konstantynopolu. Zapewne, w dłuższej perspektywie czasowej, stanie się też niezbędne powołanie do życia także dwóch państw z przewagą ludności muzułmańskiej, czyli Albanii i Bośni.
UsuńŁK
Dziękuję bardzo za mapę! Dzięki temu widzę Twoją Europę (choć jej nie rozumiem).
OdpowiedzUsuńObecna Belgia i Holandia to jeden kraj? Jestem w szoku, znając realia wzajemnej pogardy Walonów, Flamandów i Holendrów.
Rejon Bałkanów przypomina tu nieco sytuację z przed wojny Turecko-Rosyjskiej 1878 roku.
Wpuszczanie Rosji do odgrywania roli protektora prawosławnych na Bałkanach na krótką metę wygląda korzystnie. Mianowicie w nieunikniony sposób doprowadziłoby do animozji Turecko-Rosyjskich, co nam odpowiada.
Ale na dłuższa metę, Rosja mogłaby się stać imperium kontrolującym Morze Czarne, Cieśniny i Południowe Bałkany. Zresztą już to, że Rosja ma (bo nie przeciwdziałaliśmy temu?) dostęp do Morza Czarnego uważam, za wielce niefortunne.
Więc mimo wszystko, wydaje mi się, że Polska powinna i publicznie żalić się nad losem uciśnionych narodów i „przyjacielsko sugerować” Turcji ustępstwa wobec poddanych i powołanie protektoratów (gwarantowanych przez Polskę): Tatarskiego na Krymie, Zaporowskiego (? - południowo zachodnia Ukraina), Bułgarskiego, może jeszcze Armeńskiego i Azorskiego. Turcja może się zgodzi na dwa pierwsze – bo to zabezpieczy (część) jej północnych granic przed Rosją. Na Bułgarię się nie zgodzą.
My (niestety) nie możemy zbyt naciskać – bo sprawa ropy z Zatoki Perskiej jest dla nas zbyt ważna.
Pozostanie nam liczyć na np. zwycięskie powstanie w Bułgarii, przy którym moglibyśmy wystąpić, jako rozjemca i gwarant zawieszenia broni.
H_Babbock.
Popieram kol. Babbocka. Naszym zadaniem jest nie dopuścić do dalszego rozrostu wpływów rosyjskich na całym i łącznym obszarze Bałkany-Bliski Wschód. To dla nas jest sytuacja wysoce niekomfortowa. Co innego jak to my przejmiemy tę rolę. Jednakowoż powstanie Protektoratów na północnych obszarach, może być nawet uzdrawiające dla Osmanów. Przydał by się u nich jakiś mały zamach stanu, czy inna wojna domowa która dopuściła by do władzy młodoturków czy innych młodych i gniewnych, wykształconych w polskich uczelniach. Przecież każdy inteligentny człowiek w Turcji widzi że nic się nie zmieniło, a kraj powoli osuwa się w bezmiar niedowładu i chaosu, a my musimy ich tylko trochę popchnąć
OdpowiedzUsuńGr.Adm.Thrawn
Coś się zapchało! :)
OdpowiedzUsuńŁK
Niestety! W ogóle jakoś dziwnie się zachował blog, bo ja widziałem na mailu, że jeden z Kolegów opublikował komentarz, a na blogu go nie widać. Może jakieś kłopoty techniczne z blogiem? (albo atak tajnych służb Japonii….)
UsuńH_Babbock
Kto wie? Wojna już blisko, chociaż JKS zastrzega się, że nic o niej nie wie! :)
UsuńŁK