czwartek, 20 lipca 2017

Wiadomości polityczne nr 18/1942



Wiadomości polityczne nr 18/1942

Co tam Panie w polityce?
Wiadomość z ostatniej chwili! W dzielnicy Tokio Chiyoda, wychodzący z posiedzenia rządu premier i ministrowie zostali napadnięci przez uzbrojonych w miecze kilkunastu napastników. W wyniku napadu zginęli na miejscu: premier, minister spraw zagranicznych oraz minister pieczęci. W szpitalach zmarli z ran ministrowie marynarki oraz skarbu. Rany odniosło również czterech innych członków rządu. W czasie ataku napastnicy wznosili okrzyki, które wskazują na ich powiązania ze skrajnie nacjonalistyczną organizacją „Niebiańska droga” (親愛なる天). Pozostali przy życiu i zdrowiu członkowie rządu podali się do dymisji. Oczekuje się, że - nawet przy braku poparcia Cesarza - powołany zostanie rząd o nacjonalistycznym nastawieniu, a premierem zostanie generał będący zwolennikiem nieograniczonej ekspansji japońskiej na obszarze Dalekiego Wschodu.
Jak tam, trzymamy się mocno?
W związku z zaistniałą sytuacją, we wszystkich naszych bazach od Pemby do Clipperton zarządzono stan podwyższonej gotowości, a w bazach Hangczou i Szantou stan najwyższej gotowości. Ponadto detaszowano na Daleki Wschód następujące zespoły okrętów:
- 2 lotniskowce typu Hetman Czarniecki, 2 pancerniki typu Kazimierz Jagiellończyk, krążownik liniowy typu Bolesław Śmiały, 2 ciężkie krążowniki typu Giżycko, 4 lekkie krążowniki typu Tarnopol, krążownik plot typu Skarżysko oraz 8 niszczycieli typu Boreasz na Belitung;
- 2 lotniskowce typu Hetman Kamieniecki, 2 pancerniki typu Władysław Jagiełło, krążownik liniowy typu Bolesław Śmiały, 2 ciężkie krążowniki typu Giżycko, 4 lekkie krążowniki typu Tarnopol, krążownik plot typu Skarżysko oraz 8 niszczycieli typu Boreasz na Samoa;
- 2 lotniskowce typu Hetman Chodkiewicz, 2 pancerniki typu Władysław Łokietek, 2 ciężkie krążowniki typu Lwów, 4 lekkie krążowniki typu Płock, krążownik plot typu Skarżysko oraz 8 niszczycieli typu Samum na Clipperton;
- lotniskowiec typu Hetman Żółkiewski, 2 ciężkie krążowniki typu Warszawa, 4 lekkie krążowniki typu Kołobrzeg, krążownik plot typu Skarżysko oraz 8 niszczycieli typu Samum na Pembę;
- 10 niszczycieli typu Cumulonimbus na PPTR (Rabaul).
Ponadto, wysłano w region na 2 własnych transportowcach wodnosamolotów oraz 4 statkach wyczarterowanych ok. 250 samolotów. Przewiduje się w najbliższym czasie wysłanie do zagrożonych baz wszystkich zbiornikowców floty, zaopatrzeniowców oraz transportowców wojska, oczywiście z pełnym ładunkiem.
Między nami żakietami.
Prowadzone w San Francisco - z amerykańską pomocą - negocjacje polsko-japońskie zostały bezterminowo zawieszone. Japońscy negocjatorzy oczekują na instrukcje od swego nowego rządu.
Podpisane zostało porozumienie dotyczące wzajemnych gwarancji stanu posiadania na Dalekim Wschodzie, zwane dalej Traktatem Dalekowschodnim. Sygnatariuszami porozumienia są: Polska, USA, Francja, Portugalia i Chiny. Japonia i Syjam wyraziły swoje całkowite désintéressement, a Anglia – przy całkowitym poparciu idei i celów Traktatu – wstrzymała się od jego podpisania.
Podpisany został polsko-czechosłowacki układ o przyjaźni i współpracy. Obejmuje on kwestie wymiany gospodarczej i kulturalnej oraz współpracę na polu zachowania pokoju w Europie środkowej.
A to Panie ciekawe…
Na bankiecie z okazji podpisania polsko-czechosłowackiego układu pojawiła się m in. nasza księżniczka Elżbieta w towarzystwie Jana (Johana) Oranje-Nassau. Czyżby plotki miały się potwierdzić?

36 komentarzy:

  1. Ta "rąbanka" z użyciem mieczy musiała być bardzo widowiskowa! :) Teraz poważnie: widzę, że decydujesz się jednak na scenariusz wojenny. Z Japończyków czynisz zaś nawiedzonych szaleńców, którymi oni nie byli. Rozpoczynanie przez Japonię wojny, w zarysowanej przez Ciebie alternatywie historycznej, jest krokiem samobójczym. Nie mają żadnego, wartościowego sojusznika. Już bardziej prawdopodobna byłaby wojna prewencyjna rozpoczęta przez Polskę.
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uważam Japończyków in gremio za "nawiedzonych szaleńców", niemniej naród ten posiadał w tym czasie (i do dziś częściowo posiada) pewne specyficzne cechy, które postaram się niżej omówić.
      1. Mentalność feudalna.
      Feudalizm w Japonii prosperował prawie do końca XX w. Główne przejawy tej mentalności to: bezwzględna wierność i całkowite podporządkowanie się zwierzchnikowi, prawie całkowity brak własnego zdania oraz bierność decyzyjna.
      Przykład: w roku 1942 nie było chyba Japończyka, który by nie pragnął wypędzenia "długonosych diabłów" z Azji; w roku 1945, ten tak krwiożerczy w roku 1942 tłum, całkowicie zaakceptował wynik wojny, starając się nawiązać jak najlepsze stosunki ze zwycięzcami.
      2. Mentalność stadna.
      W dużej mierze wynikające z powyższego, zatracenie własnej indywidualności i całkowita identyfikacja z własną grupą.
      Przykład: w czasie przedwojennych narad, admirał Yamamoto gorąco sprzeciwiał się podjęciu działań wojennych, ale kiedy decyzja taka już zapadła, równie gorąco starał się ją realizować.
      3. Mentalność bushido.
      Bushido, choć bywa porównywane z europejskim średniowiecznym kodeksem rycerskim, zdecydowanie się od niego różni. Brak w nim m.in. czci dla kobiety (która "łagodzi obyczaje"), zasady równych szans, uszanowania pokonanego i dopuszczalności poddania się.
      Przykłady: rozpoczęcie wojny bez wypowiedzenia, ogólna "dzikość" w jej prowadzeniu, okrutne traktowanie jeńców i własna niechęć do statusu jeńca.
      4. Mentalność izolowanego społeczeństwa.
      Wielowiekowa, dobrowolna izolacja Japonii, zaowocowała syndromem "oblężonej twierdzy", czyli traktowanie wszystkich "po drugiej stronie murów" jako śmiertelnych wrogów.
      Przykład: przedwojenne wypowiedzi rządzących o "anglosaskim spisku" mającym na celu ekonomiczne "uduszenie "Japonii"
      Pewne z tych cech (częściowo złagodzone) funkcjonują w społeczeństwie japońskim do dziś. Wielkie japońskie koncerny mają strukturę na poły feudalną, wielu ich pracowników wolałoby wypruć sobie flaki, niż narazić się szefowi, a w negocjacjach biznesowych rządzi zasada "zdeptać słabszego"
      Ja również uważam, że atak japoński na Polskę i jej sojuszników jest pewną formą samobójstwa, ale czy takie postępowanie jest Japończykom obce? Naród japoński za ekstremistami ochotnie pójdzie, ale kiedy przegrają, to równie ochotnie ich opuści.

      JKS

      Usuń
    2. ŁK, jeszcze w kwestii "rąbanki"; ucieszyłby Cię widok obciętych kończyn, pryskających mózgów i wypływających wnętrzności? Jeśli tak, to mogę Ci sprzedać bilet na to widowisko :).

      JKS

      Usuń
    3. Ciekawa, i nie wolna od słusznych konstatacji, analiza mentalności japońskiej. Co jednak skłoniło Japończyków realnie (w 1941 r.) do rozpoczęcia wojny? Spróbujmy to wypunktować (kolejność raczej przypadkowa!):
      1) znacznie słabsze (brak w ogóle jakiegokolwiek porównania!) Chiny, w których zaznaczają się dodatkowo dość silne tendencje kolaboranckie (tzw. Chiński Rząd Narodowy ze stolicą w Nankinie, Cesarstwo Mandżukuo, Mongolia Wewnętrzna),
      2) spacyfikowana i ubezwłasnowolniona Francja,
      3) pakt o nieagresji z Sowietami (wiosna 1941 r.),
      4) silne zaangażowanie Wielkiej Brytanii w konflikt w Europie,
      5) posiadanie silnych sojuszników europejskich (Niemcy i Włochy, z wiadomymi zastrzeżeniami co do wartości militarnej tych ostatnich!),
      6) znaczące środowiska projapońskie wśród tubylczej ludności "białych" posiadłości kolonialnych (Indie, Birma).
      Reasumując: rozpoczęcie wojny przez Japonię, w Twoich realiach świata, jest nieprawdopodobne. Wiem, że będziesz oponował przedstawionemu przeze mnie stanowisku, ale do dyskusji nie dam się wciągnąć, bo i tak mnie nie przekonasz! Zatem tradycyjny "protokół rozbieżności"! :)
      ŁK

      Usuń
    4. Także podzielam stanowisko Kolegi ŁK, że w tutejszych realiach Japonia nie przystąpiłaby do działań wojennych.
      Do listy przyczyn (różnic), które wystąpiły w świecie historycznym, a nie ma ich tutaj, ja bym jeszcze dorzucił dwa:
      - w 1941 coraz bardziej było widać, że USA angażuje się (na razie ekonomicznie) w wspieranie Wielkiej Brytanii w wojnie w Europie;
      - jednocześnie USA wprowadzały w kolejnych krokach coraz szersze embargo wobec Japonii (jako odpowiedź na Japońską agresję w Chinach).
      Wręcz ten drugi czynnik jest uważany za decydujący, dlaczego Japonia uznała, że „musi” rozpocząć wojnę.
      H_Babbock

      Usuń
    5. Zgadzam się, że polityka realizowana wobec Japonii przez Stany Zjednoczone w 1941 r. była przysłowiową kroplą przelewającą japońską czarę goryczy. Japończykom pozostała alternatywa:
      1) albo zgoda na stopniowe "zredukowanie się" do roli drugorzędnego mocarstwa,
      2) albo desperacka próba wywalczenia dominującej pozycji w Azji i Oceanii.
      Jeśli sukcesem zakończyłaby się (choć realnie nie było to możliwe; przypuszczam, że Japończycy nie do końca zdawali sobie sprawę w ekonomicznej potęgi swego głównego adwersarza) konfrontacja z USA (czyli kierunek południowy), następnym krokiem byłoby zapewne "wbicie noża w plecy" Sowietom (czyli kierunek północny).
      ŁK

      Usuń
    6. Gdyby Japończycy mieli zaatakować w moim świecie USA, Anglię, Holandię, Francję i Chiny jednocześnie, również uznałbym to za nieprawdopodobne. W mojej historii cel ich jest inny, rozważają jedynie wojnę ograniczoną do Polski i Chin, a w tym przypadku nie można mówić o braku szans na sukces. Po ewentualnym rozprawieniu się z Polską na morzu, pozostaną tylko osamotnione Chiny.

      JKS

      Usuń
    7. Myślę, iż założenie ograniczenia wojny, ze strony Japonii, do jednego "białego mocarstwa" (Polski) oraz Chin jest mało realne. Okazja, aby "dokopać" Japończykom i trwale odsunąć ich od konsumpcji "chińskiego tortu" będzie zbyt silną pokusą dla mocarstw anglosaskich, aby z niej nie skorzystać! Japończykom zresztą i tak nie powodzi się najlepiej w dotychczasowej wojnie z Chinami, wspieranymi logistycznie przez Polskę. Sądzę, że w takich realiach myśleliby raczej o honorowym zakończeniu tej wojny, a nie rozszerzaniu jej dodatkowo na silne, "białe" mocarstwo.
      ŁK

      Usuń
    8. Japończycy nie toczą wojny z Chinami.

      Usuń
    9. Może rzeczywiście trochę się pogubiłem w tym świecie JKS. :) Ale jeśli tej wojny jeszcze nie wszczęli to oznaczać może tylko jedno: obawiają się, że ten "kąsek" nie jest na ich zęby. Tym bardziej więc nie pokuszą się na zaatakowanie jednocześnie Chin i Polski.
      ŁK

      Usuń
    10. Nie wiem, czy ograniczenie wojny do Japonii (i zapewne Syjamu) z jednej strony, a Polski i Chin z drugiej obiektywnie jest realne, czy też nie. Nie mniej Japończycy tak to sobie wyobrażają.
      Anglosasi chętnie by widzieli osłabienie Japonii (i w mniejszym stopniu Polski), ale jeśli można to zrobić cudzymi rękoma... Sądzę, że wmieszaliby się do "zabawy" tylko w dwu przypadkach:
      - dotkliwego naruszenia przez jedną lub więcej wojujących stron ich posiadłości lub interesów,
      - perspektywy miażdżącego zwycięstwa Japonii i objęcia przez nią roli absolutnego hegemona na Dalekim Wschodzie.
      Japończycy Chin dotychczas nie zaatakowali, bo obawiali się reakcji Polski, dopiero po pobiciu Polski Chiny stałyby się stosunkowo łatwym łupem Japonii. Jeżeli chcę spuścić manto młodszemu chłopczykowi, to najpierw muszę zneutralizować jego starszego brata.

      JKS

      Usuń
    11. No, bez jaj! Ten Syjam to żaden sojusznik dla Japonii. W realu dostał niezłą "bęckę" od trzeciorzędnej wartości sił kolonialnych słabej i upokorzonej przez Niemców Francji vichystowskiej. To taki sojusznik, jak dla Niemców - Włochy. Sojusznik, który zamiast efektywnie wspomagać - sam wymaga nieustannej pomocy i absorbuje siły partnera do wykonywania podrzędnych zadań! :)
      ŁK

      Usuń
    12. PS. Nie ukrywam, że mam dla Japończyków sporo sympatii za ich postawę wobec Polaków w latach DWS. Dlatego nie mogę się pogodzić z robieniem z nich jakichś irracjonalnych fanatyków.
      ŁK

      Usuń
    13. Każdy sojusznik jest jakąś tam "wartością dodaną"
      Jeszcze raz powtarzam, nie uważam Japończyków za "irracjonalnych fanatyków" in gremio. Jednakże czasem ekstremistyczna mniejszość potrafi narzucić swoją wolę mniejszości, szczególnie tak na to podatnej, jak Japończycy.

      JKS

      Usuń
    14. Z tą domniemaną, a tak powszechnie wyczekiwaną przez czytelników Twojego bloga (do pewnego momentu również przeze mnie), wojną - masz niemały kłopot. Wykreowałeś Polskę na światowe supermocarstwo, na dodatek zabezpieczone bardzo dobrze systemem przemyślanych sojuszy międzynarodowych. A teraz nie bardzo można znaleźć przeciwnika, który poważyłby się na podjęcie z nią konfrontacji zbrojnej. I tu masz rację, że jedynie Japonia jest cokolwiek nieprzewidywalna i daje się wpisać w taką "kombinację". Jeśli pozwolisz na odrobinę szczerości, to powiem, że na Twoim miejscu zrezygnowałbym jednak z wojny. W kategoriach logicznych ciężko będzie uzasadnić jej wybuch. Niech już może pozostanie pokój do końca blogowej chronologii... :)
      ŁK

      Usuń
    15. No i co ja mam na to odpowiedzieć? Może coś podpowiesz?

      JKS

      Usuń
    16. Wojna byłaby bardziej prawdopodobna na początku lat trzydziestych. Kiedy Chiny nie były jeszcze tak silne, Japończycy mogliby spróbować je podbić, ale teraz nie mają szans.
      Można poszukać innych okazji do bitki. Może jakieś bunty i powstania w koloniach brytyjskich (ich imperium było zawsze niestabilne) albo na Filipinach?

      Usuń
    17. Na początku lat 30-tych Chiny były słabsze, Polska była słabsza, Japonia była słabsza...
      Konflikt z Anglią jest absolutnie wykluczony. Wojna polsko-angielska byłaby długotrwałym, wyniszczającym starciem (na obszarach zamorskich, bo inwazję na terytorium macierzyste któregoś z adwersarzy można chyba między bajki włożyć), z którego obydwie strony wyszłyby bardzo osłabione, ku radości większości pozostałych mocarstw. Z resztą, nie po to tak żmudnie od lat pracowaliśmy nad poprawą stosunków polsko-brytyjskich (z nieoczekiwaną pomocą księżniczki Joanny :)), aby je teraz rujnować.

      JKS

      Usuń
    18. No właśnie... Moją podpowiedzią jest zachowanie pokoju. Zgadzam się ze Kolegą Stonkiem, że taka wojna byłaby możliwa na przełomie lat 20-tych i 30-tych, czyli wtedy, gdy Japonia realizowała w realu projekt "Mandżukuo". Ewentualne ruchy antykolonialne na Filipinach i w Indiach nie doprowadzą, moim zdaniem, do konfliktu międzynarodowego i zostaną spacyfikowane szybko i skutecznie przez Amerykanów i Brytyjczyków. I to nawet, gdyby zostały zainspirowane przez Japonię. Byłyby powtórzeniem (choć w innej skali!) tego, czym było Powstanie Wielkanocne w Irlandii A.D. 1916. Problemem nie do pokonania jest brak efektywnych sojuszników Cesarstwa (Twoje Włochy i Niemcy to tylko mizerna imitacja istniejących w realu państw!). Można jeszcze pomyśleć o wariancie "szalonym", czyli zdarzającym się w realu kombinacjom polegającym na odwróceniu sojuszu. Czyli Polska, Japonia i Chiny postanawiają wyrzucić z Azji "długonosych diabłów Anglosaskich"! :)
      ŁK

      Usuń
    19. Nie chodziło mi o wojnę z Brytanią, tylko o wykorzystanie istniejących w jej koloniach (na Filipinach też) dążeń niepodległościowych, niech się tam biją, a my będziemy "tym trzecim", który skorzysta.
      Odwrócenie sojuszy i polsko-chińsko-japońska wojna przeciwko anglosaskim imperiom to ciekawy pomysł. W tym szaleństwie jest metoda.
      Brytyjczycy i reszta świata spodziewają się wojny między nami, więc będą bardzo zaskoczeni polsko-japońską inwazją na Singapur. Suma sił trzech głównych sojuszników, Syjamu (bo też dołączy) i lokalnych powstańców (zawsze można liczyć na powstania w koloniach zaatakowanego imperium) jest wystarczająca do zwycięstwa.

      Usuń
    20. Do ŁK.
      "Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną" [J.Beck]
      1o - w moim świecie Japonia nie realizowała projektu "Mandżukuo",
      2o - co do ewentualnych ruchów antykolonialnych - zgoda,
      3o - oczywiście, europejscy sojusznicy Japonii w wojnie na Dalekim Wschodzie efektywnie jej nie pomogą, ale jakaś dywersja w Europie...
      4o - odwrócenie sojuszy; niezwykle ciekawa i trochę kusząca propozycja! Pisałeś niedawno, o sojuszu niemiecko-włoskim z IIWS i stwierdziłeś, że włoski aliant sprawiał Niemcom więcej kłopotów, niż dawał korzyści. Takie odwrócenie sojuszy miałoby sens, gdyby wojna nie potrwała dłużej niż kilkanaście m-cy (co chyba obydwaj uważamy za niemożliwe). Jeżeli trwałoby to dłużej, to gros ciężaru ekonomicznego, technologicznego i organizacyjnego wojny spadłoby na nas (z zachowaniem ambicji, czy wprost "fochów" sojuszników). Przed takim problemem stanęły Niemcy w czasie I i IIWS; nie kupuję!

      JKS

      Usuń
    21. Moja ostatnia odpowiedź w tym wątku. I całkowicie poważna! Wojnę prewencyjną przeciw Japonii rozpoczyna Polska w sojuszu z Chinami. Może poprzedzić ją jakaś ordynarna prowokacja w stylu "radiostacja Gliwice", a więc wykonana pod szyldem false flag. Pozostałe "długonose diabły" dostają od nas dyskretnie gwarancje zachowania w całości swoich posiadłości i dają nam carte blanche. Japonia dostaje szybkiego i mocnego "kopa" oraz szansę na honorowy pokój. Pozostaje trwałym czynnikiem kształtowania równowagi na Dalekim Wschodzie, ale przechodzi na pozycje "drugoligowe".
      ŁK

      Usuń
    22. Do Stonka.
      Nie chodzi Ci o wojnę z Brytanią, tylko o wykorzystanie tarć pomiędzy metropolią, a koloniami? Jak to zrobić? Podburzyć Hindusów i poprzeć ich militarnie? To oznacza wojnę z Anglią. Podburzać i nie popierać? Bez sensu, a skutek może być jak wyżej. Czekać i obserwować? W czasie powstania sipajów kilka mocarstw czekało i obserwowało, z jakim skutkiem?
      Pachnie Ci rozbiór brytyjskich posiadłości na Wschodzie? Co z tego dla Polski? Indie? Singapur? A co dla Syjamu? Birma, Malaje? A co dla Chin? Tylko Hongkong? Może Malaje, no ale Syjam by chciał... No właśnie... Nie kupuję!

      JKS

      Usuń
    23. Do ŁK na komentarz z 22 lipca 2017 10:33
      No, no, no...

      JKS

      Usuń
    24. Do JKS ad vocem:
      1) odwrócenia sojuszy zdarzały się w historii częściej, niż nam się to wydaje,
      2) J. Beck to dla mnie żaden autorytet i na tym poprzestanę, bo o zmarłych w Polsce nie mówimy źle!
      ŁK

      Usuń
    25. Ad 1. Całkowita zgoda, vide I Wojna Północna.
      Ad 2. Dla mnie również, ale cytat akurat pasował :) Nb. Beck po latach błędnej polityki, nagle jakby otrzeźwiał, stąd to jego emocjonalne wystąpienie z 5 maja 1939.

      JKS

      Usuń
    26. A więc kończymy miłym akcentem zgody! :)
      ŁK

      Usuń
    27. ... co nieczęsto nam się zdarza ;).

      PS. Możesz odebrać telefon?

      JKS

      Usuń
    28. Tak.
      ŁK

      Usuń
    29. Jeśli Brytania jest równie niegotowa do wojny, jak była w rzeczywistości, to nic nam zrobić nie może. Rozbicie jej imperium samo w sobie umocni naszą pozycję. Jeśli powstaną nowe państwa, możemy w nich mieć spore wpływy polityczne i ekonomiczne. Tam, gdzie nie powstaną państwa, zapanuje chaos albo jakieś krwawe dyktatury, możemy interweniować z mandatem społeczności międzynarodowej.
      Piszę o rozpadzie Imperium Brytyjskiego, nie innych, bo akurat ono jest największe i najłatwiejsze do rozbicia, a przecież szukamy okazji do wojny.
      Nie musimy się bezpośrednio (przynajmniej na początku) angażować we wspieranie powstańców/buntowników/rewolucjonistów, niech głównym macherem będzie Japonia.

      Usuń
    30. Chociaż pewnych racji odmówić Ci nie można, to - powtarzam - nie kupuję!
      Uważam, że gwałtowny rozpad Imperium Brytyjskiego doprowadziłby do totalnego chaosu, wojny wszystkich ze wszystkimi w byłych koloniach, "wyścigu szczurów" po fragmenty masy upadłościowej, a tym samym do globalnej destabilizacji, której nam skutki zdobycie paru mln morgów pustyni, czy dżungli by nie powetowało.
      Pamiętasz jakie były skutki upadku Rzymu? Chaos, chaos i "ciemne wieki" Trawestując; jeżeliby Imperium Brytyjskie nie istniało, należałoby je stworzyć. Oczywiście, wszystko ma swój czas i to Imperium też musi upaść, ale - na admirała Nelsona - nie gwałtownie!

      JKS

      Usuń
    31. I jeszcze jedno; nawet jeśli Wielka Brytania nie jest obecnie całkowicie gotowa do wojny, to nie można zapominać, że nadal jest to (w moim świecie) największa potęga morska i ekonomiczna. Jej flota jest gotowa "na już", a ekonomika przestawiona na tory wojenne może osiągnąć niebywałą wydolność w ciągu kilku-kilkunastu m-cy.
      W razie wojny, Anglia może bez większego trudu zawładnąć naszymi posiadłościami zamorskimi, bez istotnego rewanżu z naszej strony. Może nas również odciąć od dostaw surowców strategicznych (50% ropy, 10% rud żelaza, 75% rud miedzi, 100% boksytów) oraz ograniczyć nasz eksport do minimum. Jak wtedy wojować?
      Doprawdy, mam mnóstwo lepszych pomysłów, niż atakowanie Albionu w tym czasie. Mierzmy zamiary podług sił, nie odwrotnie!

      JKS

      Usuń
    32. Szanowny kolego czy przypadkiem germańskie ,,ciemne wieki " to nie okres panowania sarmatów ,wandalów , których ludy Słowian wschodnich nazywają lachami lub lechitami.IDSM.

      Usuń
  2. Następ[ny Post..
    WOJNA!
    Radzę trzymać plotki w pogotowiu w swoich Portach, a Okręty podwodne dyskretnie powinny obserwować ruchy Floty Cesarskiej...
    Właściwie to ile ich tam mamy? 20? 30? wolałbym z 50 żelazek najmniej...
    Czy mamy jakieś projekt op. który możemy montować hurtowo a zdolnego operować na Pacyfiku i okolicy?
    Kpt.G

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wojna, nie wojna, to się jeszcze okaże...
      Aktualnie na Dalekim Wschodzie (od Pemby, po Clipperton) mamy 30 oceanicznych OP. W miarę szybko może do nich dołączyć jeszcze 3 + 8 mniejszych, lecz również pełnomorskich. Poza tym w regionie mamy 9 dużych podwodnych stawiaczy min.
      Mamy dwa nowoczesne projekty OP; "Belona" (SS-89 1939 1034 tn) i "Tuńczyk" (SS-95 1941 1512 tn). Można założyć, że w trybie produkcji wojennej, będzie można wypuszczać ok. 20 OP "Belona" i ok. 15 OP "Tuńczyk", lub tylko 30 "Tuńczyków" rocznie (przy założeniu nie zmniejszania produkcji okrętów nawodnych).

      JKS

      Usuń