środa, 13 czerwca 2018

Komunikat wojenny nr 15/1943 cz.I – listopad 1943



Komunikat wojenny nr 15/1943 cz.I – listopad 1943

Przebieg działań.
Walki na Tajwanie praktycznie można uznać za zakończone. Zajęte zostało ponad 90% terytorium wyspy, a z wojsk japońskich pozostały tylko liczący ok. 2,5 tys. garnizon Kilung i małe, rozproszone w centralnej, górzystej części Tajwanu oddziały, których łączna liczebność jest szacowana na 3-4 tys. żołnierzy. Pozbawione zaopatrzenia japońskie grupy i grupki, są w bardzo trudnej sytuacji. Tropione przez polskie i chińskie oddziały górskie oraz chińską kawalerię, atakowane przez uzbrojone w widły, bambusowe dzidy, maczety i zdobyczną broń japońską, złożone z chińskich wieśniaków „grupy samoobrony”, występują w roli ściganej zwierzyny. Na wyspie przebywają obecnie: 3 chińskie DP, 1 chińska DK, 1 chińska BPG, 1 chińska BPM, 1 chiński samodzielny bcz oraz, jako jedyna już polska lądowa jednostka bojowa BPG. Prócz wymienionej brygady, mamy na Tajwanie w rejonie Jilan – Suao oddziały saperskie i bazowe, a także mieszany dywizjon lotniczy w – ciągle rozbudowywanej – bazie lotniczej Jilan. Nasz zespół desantowy został już rozwiązany, a większość jednostek powróciła do baz. Na miejscu pozostał – stacjonujący w porcie Suao – 4.Dywizjon kanonierek (2 typu Harpia GB-11 1922/1943), a krążownik liniowy Henryk Brodaty (typu Leszek Biały BC-3 1930) oraz 2.Eskadra lotniskowców eskortowych (3 typu Generał Krajeński CVE-1 1935) zostały włączone do zespołu U.4.2, o którym mowa niżej.
W trakcie tajwańskiej operacji desantowej straciliśmy: 11 kutrów desantowych, 2 małe okręty desantowe piechoty, 2 małe okręty desantowe czołgów, 1 średni okręt desantowy oraz 1 trałowiec desantowy. Straty te zostały spowodowane głównie awariami technicznymi i wypadkami nawigacyjnymi; na skutek nieprzyjacielskiego przeciwdziałania zatopione zostały jedynie dwie mniejsze jednostki. Chińczycy stracili: 8 kutrów desantowych, 2 małe okręty desantowe piechoty, 1 mały okręt desantowy czołgów, 4 średnie okręty desantowe i 1 duży okręt desantowy piechoty. W stosunku do użytych sił straty chińskie są dotkliwsze, ale też napotkali oni silniejszy opór w swojej strefie lądowania, niż Polacy w swojej.
Zwycięski w ostatniej bitwie zespół U.4.1 został rozwiązany, a okręty powróciły do baz. W rejonie Tajwan – Okinawa zastąpił go świeżo sformowany zespół U.4.2 w składzie:
- krążownik liniowy Henryk Brodaty (typu Leszek Biały BC-3 1930);
- lotniskowiec Hetman Żółkiewski (typu CV-8 1941);
- 2.Eskadra lotniskowców eskortowych (3 typu Generał Krajeński CVE-1 1935);
- 5 i 6.Eskadra krążowników (2 typu Giżycko CA-14 1937 i 4 typu Tarnopol CL-32 1936);
- 2.Eskadra krążowników plot (2 typu CLA-8 1940);
- 5. Flotylla niszczycieli (8 typu Samum DD-54 1932);
- 12. Flotylla niszczycieli (8 typu Autan DD-100 1941).
Na pokładach lotniskowców tej formacji zaokrętowanych było łącznie: 93 myśliwce, 53 bombowce nurkujące, 21 samolotów torpedowych, 30 samolotów rozpoznawczo-bombowych i 4 amfibie rozpoznawczo-ratownicze; ogółem 201 maszyn.
Skład zespołu jest słabszy, niż wcześniej tu operującego U.4.1 szczególnie, jeśli chodzi o okręty pancerne, ale ciężkie straty poniesione przez Japończyków w ostatnich zmaganiach powodują, że nie są oni obecnie w stanie rzucić do walki sił, mogących poważniej zagrozić naszemu U.4.2.
W pierwszych, po przybyciu w rejon operacyjny dniach, samoloty rozpoznawczo-bombowe z lotniskowców eskortowych bombardowały japońskie pozycje w Kilung, a trzy eskadry myśliwców tropiły i atakowały lekkimi bombami i pokładową bronią maszynową większe, ukrywające się w tajwańskich górach, grupy wroga. W walkach tych stracono 2 samoloty. W następnym tygodniu, osłaniane przez myśliwce, bombowce nurkujące atakowały japońskie lotniska i porty na wyspach Miyakojima i Ishigaki w grupie Sakishima Archipelagu Riukiu. W akcjach tych zestrzelono lub zniszczono na ziemi 18 japońskich samolotów, przy stracie 3 własnych oraz zatopiono 1 minowiec i 1 statek. Następnie 5.Eskadra krążowników w asyście 26.Dywizjonu z 12.Flotylli niszczycieli ostrzelała port Ishigaki, topiąc „przy okazji” patrolujący w jego pobliżu dozorowiec. Po kilku dniach odpoczynku, zespół sformował cztery grupy powietrzne; trzy, w składzie po 10 myśliwców i 10 bombowców nurkujących zaatakowały na Okinawie lotniska Naha, Yonabaru (Ginowan) i Kadena, a czwarty, złożony z 10 myśliwców i 21 samolotów torpedowych (z czego 10 uzbrojonych było w torpedy, a 11 w bomby) uderzył na port Naha. Japończycy zdołali poderwać w powietrze łącznie tylko 18 myśliwców, które grupkami po kilka maszyn próbowały odeprzeć nasze naloty. W walkach powietrznych i na ziemi zniszczone zostały 24 japońskie samoloty przy stratach własnych 5 maszyn. W porcie Naha zatopione zostały: transportowiec wodnosamolotów Kanoi, 1 torpedowiec, 2 statki i mniejsza jednostka pomocnicza. Po dwóch dniach powtórka; efekt – zniszczonych 29 japońskich samolotów przy stratach własnych 4 aparatów, port Naha został tym razem oszczędzony. Można uznać, że na co najmniej kilka tygodni Okinawa, jako baza lotnicza przestała się liczyć. O aktualnym poziomie morale Japończyków może świadczyć fakt, że dowódca nieodkrytej dotychczas przez nasz wywiad bazy lotniczej na wyspie Okino (ok. 40 Mm na północ od Okinawy) na wieść o ataku na Okinawę, ograniczył się do rozśrodkowania i zamaskowania własnych bombowców, a myśliwcom rozkazał tylko patrolować w rejonie własnej bazy. Te kilkanaście samolotów ogólnego wyniku walk nad Okinawą by nie odmieniło, ale sporo namieszać mogło. Teraz zespół U.4.2 udał się na redę tajwańskiego portu Suao w celu uzupełnienia paliwa, amunicji i innych „dóbr”
Wspomniana w poprzednim komunikacie, polsko-chińska armia kawaleryjsko-pancerna rozpoczęła ofensywę na kierunku Szilin Gol. Rzadkie w tym miejscu japońskie pozycje zostały przerwane, umożliwiając aliantom wyjście na prawe skrzydło wroga, z możliwością rozwinięcia powodzenia na Tongliao, co doprowadziłoby do częściowego okrążenia całego japońskiego frontu i przecięcia jego komunikacji z Mandżurią. W celu zapobieżenia takiej ewentualności, Japończycy rozpoczęli przerzucanie w zagrożony rejon sił z północnej Mandżurii, a nawet Korei. Szybkie wydłużenie – przebiegających w pustynno-stepowym terenie – linii zaopatrzeniowych, doprowadziło do wyhamowania tempa ataku naszych sił i pauzy operacyjnej.
Nasze lotnictwo z bazy w Hangczou ponownie atakowało cele na południu Kiusiu i w Korei. Ponieważ japońska obrona plot tych obszarów uległa wzmocnieniu i straty własne zaczęły niepokojąco rosnąć (stracono łącznie 19 samolotów własnych, zestrzeliwując 2 maszyny japońskie), podjęto decyzję o czasowym zaniechaniu takich akcji.
Aspekty polityczne.
Opublikowano wspólny polsko-chiński apel, wzywający Japonię do podjęcia rozmów pokojowych. Na początku dokumentu, przedstawiono w zarysie aktualny stan zmagań wojennych, podkreślając bardzo trudną sytuację Japonii, wynikającą z poniesionych strat, trudności zaopatrzeniowych oraz osamotnienia po wycofaniu się z wojny Syjamu. Następnie wyrażono zaniepokojenie rosnącą liczbą strat ludzkich i materialnych, ze szczególnym uwzględnieniem cierpień dotykających ludność cywilną obydwu stron. W dalszej części apelu zadeklarowano brak zamiarów pozbawienia Japonii należnego jej miejsca we wspólnocie narodów oraz odżegnano się od jakichkolwiek prób ingerencji w japońskie kwestie ustrojowe. Na koniec ostrzeżono adresata apelu, że jego odrzucenie może doprowadzić do zmiany i zaostrzenia obecnego stanowiska Polski i Chin wobec Japonii, co może wyjść tylko na jej niekorzyść. W pierwszych dniach po ogłoszeniu apelu nie zanotowano żadnej reakcji japońskich władz.
Chęć mediacji w konflikcie wyraziła Rosja; jednakże żadna ze stron wojujących nie ustosunkowała się dotychczas do tej propozycji.

21 komentarzy:

  1. Czy Polska rozwija broń atomową? Są na to bardzo duże szansę patrząc z perspektywy zaawansowania technologicznego naszego kraju .

    Jakiś Random

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodnie z założeniami wyjściowymi, w świecie tego bloga nie istnieje broń masowego rażenia, a także rakietowa. Z powyższego powodu, będę zmuszony zakończyć narrację w roku 1945.

      JKS

      Usuń
  2. Sytuacja rozwija się bardzo pomyślnie dla naszej strony. Potrzebna będzie chyba jednak jakaś duża, "zmiękczająca" operacja lotniczo-morska, która doprowadzi do wyeliminowania jeszcze 1-2 okrętów liniowych i tyluż lotniskowców japońskich. To powinno skłonić ostatecznie stronę Cesarstwo do podjęcia rozmów pokojowych. Jeśli Japończycy zachowają zdrowy rozsądek, to powinni, jak ognia, strzec się mediacji rosyjskiej. Z pewnością nie będzie ona podjęta bezinteresownie... :)
    ŁK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę, że dla żadnej ze stron rosyjska mediacja nie byłaby na rękę.

      JKS

      Usuń
    2. Dla nas byłaby to jednak, z drugiej strony, okazja do zakończenia procesu normalizacji stosunków z Rosją. Pokłosiem mogłoby być przemodelowanie stosunków politycznych na Bałkanach i Bliskim Wschodzie, poprzez radykalną "amputację" posiadłości tureckich. To państwo, nienaturalnie "rozdęte" wygląda, jakby zostało żywcem przeniesione z XVII do XX wieku! Rumunia i narody południowosłowiańskie wchodzą w orbitę wpływów Polski. Bułgaria i Grecja (przekształcona w odrodzone Cesarstwo Bizantyjskie) znajdują się pod protektoratem Rosji. Brytyjczycy i Francuzi mogą się "posilić" Syrią, Irakiem i Palestyną. Pomysł częściowego rozbioru Turcji zawsze mi się podobał!
      ŁK

      Usuń
    3. Jak napisałeś wyżej, Rosja nie podejmuje się mediacji na skutek nagłego przypływu uczuć altruistycznych. Dopuszczona do stołu rozmów pokojowych, na pewno będzie chciała coś z tego stołu zjeść. Na razie nie ma powodu, aby jej na to pozwolić, choć niewykluczone, że w sytuacji dłuższego odrzucania propozycji pokojowych przez Japonię, zaprosimy Rosję do stołu i podsuniemy jakiś skromniejszy półmisek. Może to być bardziej opłacalne, niż wieloletnie, krwawe dorzynanie Japonii.
      Jednakże w takim przypadku, nie powinniśmy dodatkowo wpuszczać Rosji na Bałkany. Rosja będzie utrzymywać z nami poprawne stosunki dopóty, dopóki nie poczuje się wystarczająco silna, aby je zerwać. Turcja jest, jaka jest, ale jednak stanowi po pierwsze, straszak na Rosję, a po drugie, element stabilizacji w regionie. Nie widzę też interesu w ułatwianiu Anglii dalszej penetracji Bliskiego Wschodu. Turcja w ostatnim 25-leciu mocno nas rozczarowała, pomimo naszych wysiłków "nie chce" stać się państwem w miarę silnym i nowoczesnym. Jednak - chociaż umierać za nią nie mamy zamiaru - nie będziemy ułatwiać jej rozbioru.

      JKS

      Usuń
    4. Bałkany to naturalna strefa wpływów Rosji i nic na to nie poradzimy - ogromna większość bałkańskich Słowian jest prawosławna. Pozwól na refleksję ogólniejszej natury: w tym Twoim świecie Rosja wydaje się nienaturalnie słaba. Państwo z takim potencjałem demograficznym i homogenicznością kulturowo-religijną jest niejako skazane na supermocarstwową pozycję w XVIII - XX wieku.
      ŁK

      Usuń
    5. Aktualnie Rosja posiada najsilniejsze wpływy w Serbii, Czarnogórze i... wystarczy! Wolę Bułgarię i Macedonię pod panowaniem tureckim, niż protektoratem rosyjskim.
      Rosja to kolos na glinianych nogach. Zacofany ustrój, niewydolna administracja oraz niski poziom technologiczny i cywilizacyjny, nie pozwala temu państwu na pełne wykorzystanie olbrzymiego potencjału. Istnieje tu pewna analogia do Chin, a nawet Turcji.

      JKS

      Usuń
    6. A ja wolałbym, żeby zachodnia granica Turcji przebiegała środkiem toru wodnego cieśnin Bosfor i Dardanele! :) Zobaczysz, że to , co jest aktualnie, na tym obszarze, będzie jeszcze dla naszego świata źródłem kolosalnych problemów. A może już jest?
      ŁK

      Usuń
    7. A ja uważam, ze gdybyśmy - chociażby 10 lat temu - oddali Bałkany Rosji, to teraz moglibyśmy oglądać Rosjan nad Bugiem albo Wisłą, a słaba i zdradzona Turcja palcem by nie kiwnęła w naszej obronie.

      JKS

      Usuń
  3. Bez atomu pozostaje tylko burza ogniowa jak w Dreźnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor tego bloga jest osobą wybitnie humanitarną. Ja, osobiście, choć jestem "twardszy", to takich operacji również nie aprobuję.
      ŁK

      Usuń
    2. Humanitaryzm i wojna nie tworzą związku frazeologicznego. Co nam pozostaje? Zrobienie makiety Hiroszimy zbombardowanie jej i rozrzucenie ulotek ze zdjęciami ze Tokio może spotkać ten sam los?

      Usuń
    3. Wojnę również można, a nawet należy, prowadzić w cywilizowany sposób, oszczędzając, jeśli to tylko możliwe, ludność cywilną. W przeciwnym razie potęgujemy tylko wolę oporu nieprzyjaciela i narażamy się na jego odwet. Ta wojna jest już wygrana i myślę, że barbarzyństwem byłoby wywoływanie burz ogniowych w miastach Japonii. Trochę głupio dyskutuje mi się się z osobą, która zachowuje skrajną anonimowość... Ale powiem jeszcze, że JKS wyraźnie dał do zrozumienia, iż proponowany pokój ma być na warunkach honorowych, bez poniżania zwyciężonego. Taki też jest dalekosiężny interes Polski: Japonia ma pozostać ważkim elementem światowej równowagi sił.
      ŁK

      Usuń
    4. Dziękuję koledze ŁK za to, że podjął się przedstawienia mojego stanowiska. Pragnę tylko dodać, że poziom mojego "humanitaryzmu" nie jest stały i zmienia się - oczywiście tylko w pewnych granicach - w zależności od sytuacji. Upraszczając, całkowicie odrzucam okrucieństwo dla samego okrucieństwa, jeżeli jednak brutalne działanie może zapobiec jeszcze większemu barbarzyństwu, to jestem w stanie je zaakceptować.

      JKS

      Usuń
    5. Tu nie chodzi o mordowanie ludności cywilnej. W przypadku zrzucenia obu atomówek amerykanie wcześniej wysyłali pojedyńcze samoloty w celu fotografowania miast wiec ludzie widząc pojedynczy samolot nie spodziewali się bombardowania. Co innego gdy nad miastem pojawia się 300 maszyn, wtedy wyją alarmy lotnicze a ludzie schodzą do schronów. Straty w ludności nie były by aż takie potworne, z resztą chodzi mi o maxymalne zniszczenie infrastruktury miast a nie ludobójstwo.
      Ps. Nie zrobisz jajecznicy nie rozbijając paru jaj.

      Usuń
    6. Straty japońskiej ludności cywilnej na skutek bombardowań "konwencjonalnych" były wielokrotnie wyższe, niż sumaryczne z Hiroszimy i Nagasaki. Jeden tylko amerykański nalot na Tokio zabił ok. 300 tys. ludzi. Rzecz więc nie w zastosowanych środkach, lecz w intensywności ich użycia.
      Namawiasz do typowych ataków terrorystycznych, zasłaniając się stwierdzeniem "chodzi mi o maxymalne zniszczenie infrastruktury miast a nie ludobójstwo" Czy ta Twoja "infrastruktura miast" jest bezludna?
      Mogę się zgodzić na atakowanie baz wojskowych, lotniczych i morskich oraz ośrodków przemysłowych i centrów komunikacyjnych. Jeżeli na skutek trudnego do uniknięcia rozrzutu bomb, coś tam spadnie na dzielnice mieszkalne, to trudno - gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, albo nie zrobisz jajecznicy itd. Jednak planowe atakowanie celów bez znaczenia militarnego, tylko i wyłącznie dla sterroryzowania ludności cywilnej, to coś zupełnie innego.
      Piszesz, że w przypadku dużego, sygnalizowanego nalotu ludność schodzi do schronów. Wiesz jak wyglądały te schrony w Japonii czasu IIWS? W najlepszym wypadku były to dołki mieszczące kucającego człowieka, czasem "luksusowo" nakryte kawałkiem blachy falistej. Państwowa propaganda japońska zalecała otulenie się jedwabną kołdrą i schronienie w bambusowo-kartonowej szafie; czyż w przypadku ataku bombami zapalającymi, nie jest to dość skomplikowana, ale skuteczna metoda popełnienia samobójstwa? Polecam w tym temacie książkę Roberta Guillaina "Od Pearl Harbor do Hiroshimy"

      JKS

      Usuń
  4. Czytając opis tej wojny mam nieodparte wrażenie, jakby to była wojna z siłami zbrojnymi Włoch. Zarówno w nieudacznym sposobie rozpoczęci wojny jak i braku zaciętości w walkach.
    W Twoim scenariuszu okazuje się, że wystarczą 1-2 miesiące, żeby opanować wielką wyspę Tajwan, podczas gdy Amerykanie użerali się 3 miesiące o mniejsze wyspy. Tu działasz grupą lotniskowców z 200 samolotami i to wystarczy, żeby nieprzyjaciel de facto porzucał lotniska (po nalocie 10 samolotów). Amerykanie prowadzili przez wiele miesięcy rajdy 4 grup lotniskowców (po 250-300 samolotów każda) i tylko trochę zneutralizowali lotnictwo wroga. U Ciebie po roku wojny (czyli tutaj także odcięcia od ropy) wróg nie jest wstanie zorganizować żadnych poważnych działań lotnictwa (pod Tajwanem wystarczyło Ci chyba kilkanaście myśliwców w powietrzu do skutecznej osłony). W DWS po dwóch 1,5 roku blokady dalej Japończycy organizowali masowe, falowe naloty, a Amerykanie używając całej potęgi kilkunastu lotniskowców, a nie byli w stanie zapewnić pełnej ochrony flocie (np. pod Okinawą).
    Reasumując, odczuwam pewien rodzaj niedosytu.
    H_Babbock

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż - niezgodnie ze swoim zwyczajem - nie podzieliłeś komentarza na punkty, ja udzielę Ci odpowiedzi punktowanej.
      1. Nie ma dwu takich samych wojen; historia się nie powtarza, tylko historycy zrzynają jeden od drugiego :).
      2. Absolutnie nie można porównywać Japończyków do Włochów; na 102700 zabitych japońskich żołnierzy i marynarzy przypada tylko 8900 wziętych do niewoli, głównie ciężko rannych; jak wiesz, u Włochów ta proporcja była całkowicie odmienna.
      3. Dla ścisłości, walki o Tajwan toczą się już trzeci miesiąc. Nie można ich porównywać do walk o małe wyspy; ich ograniczone terytorium uniemożliwia szerszy manewr i zmusza do frontalnego, mozolnego wgryzania się w umocnione pozycje npla, co trwa długo i powoduje duże straty.
      4. Zakładam, że mówiąc o "nalotach 10 samolotów", masz na myśli ostatnie ataki na lotniska Okinawy. Po pierwsze, lotniska te atakowane były już wcześniej (patrz poprzednie komunikaty) i teraz ich stan techniczny oraz obsada samolotów były na niskim poziomie. Po drugie, zaskakujący atak nawet niewielkiej liczby samolotów może przynieść dobre efekty (vide Tarent). Po trzecie, w czasie IIWS japoński stan posiadania na Pacyfiku był nieporównywalnie większy (liczne "poniemieckie" wyspy i archipelagi oraz zdobycze z pierwszych miesięcy wojny), zmuszało to Amerykanów do rozpraszania sił oraz obniżało swobodę i skuteczność ich działań.
      5. Japońskie lotnictwo na Tajwanie było przez kilka miesięcy regularnie atakowane z baz na terenie Chin, a przed samym desantem dodatkowo lotnictwem pokładowym. W momencie samego desantu, Japończycy na wyspie dysponowali tylko ok. 60 samolotami, a w dniu następnym jedynie 20-30 (ze stanu "nominalnego" 240), a infrastruktura lotniskowa była silnie nadwyrężona. Nic więc dziwnego, że nasz stały patrol powietrzny w liczbie 20 (nie kilkunastu, jak piszesz) myśliwców był w stanie skutecznie osłonić wyładowywane wojska. Przypadek Tajwanu dobitnie pokazuje różnicę pomiędzy amerykańskimi działaniami z IIWS, a naszymi "blogowymi" Jankesi atakując Okinawę mogli używać w zasadzie wyłącznie lotnictwa zaokrętowanego, my mieliśmy trzy spore bazy lotnicze w Chinach, w których zasięgu leżał Tajwan.
      6. Amerykanom pod Okinawą realnie zagrażali tylko piloci-samobójcy, w "naszej" wojnie Japończycy (jeszcze?) nie zdecydowali się na takie rozwiązanie.
      Mam nadzieję, że "obroniłem" swoją narrację wojenną, choć zdaję sobie sprawę, że może ona budzić wątpliwości u Czytelników. Spowodowane jest to głównie tym, że ja - będąc jej autorem - mam samą siłą rzeczy dokładniejszy i bardziej kompleksowy ogląd sytuacji; nie mogę przekazać Wam wszystkiego, co rodzi się w mojej głowie. Chociaż, gdyby ktoś zadał sobie wielki trud analitycznego prześledzenia wszystkich postów, to zapewne mógłby "wejść w moje buty", czyli kojarząc ze sobą wszystkie - nawet na pozór nieznaczące fakty - lepiej zrozumieć całą (pochlebiam sobie, że logiczną) sekwencję wydarzeń, dających teraz takie, a nie inne efekty.

      JKS

      Usuń
    2. @JKS: Mnie Twoja narracja i powyższy wywód przekonują. Ta Japonia, mimo ogólnych podobieństw, jest jednak słabsza od realnej, przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Składa się na to wiele przyczyn, również natury geopolitycznej, których nie będę tu wymieniał. A i dysproporcja technologiczna na niekorzyść Japonii, i to od samego początku wojny, zdecydowanie odbiega od tego, co miało miejsce w czasie DWS. Innymi słowy: Japonia tej wojny nie powinna wszczynać, o czym pisałem już wielokrotnie. Popełniła jednak ten błąd, więc nic dziwnego, że działania wojenne stanowią dla niej pasmo coraz boleśniejszych "bęcek"! :)
      ŁK

      Usuń
    3. ŁK, niezmiernie się cieszę, że udało mi się do czegoś Ciebie przekonać; sam przyznasz, że nie jest to łatwe :).
      Słusznie zauważasz, że istnieje wiele różnic pomiędzy okolicznościami realnej wojny 1942-45, a tej z naszego bloga. Ja naprawdę rozumiem, że Czytelnika znającego genezę, okoliczności i przebieg IIWS, a niezupełnie orientującego się w ich blogowych odpowiednikach, pewne rzeczy mogą razić. Podobnie, osoba znająca tylko napoleońską epopeję lat 1796-1812 miałaby wielkie trudności ze zrozumieniem wydarzeń 1870-71 i vice versa. Trudno też zrozumieć Francuzów z roku 1940, znając ich z lat 1914-18. I nie chodzi tu tylko o dystans czasowy, wydarzenia te różnią przede wszystkim okoliczności, jakie im towarzyszyły. Naturalne dla każdego człowieka jest porównywanie rzeczy nowo poznanych do tych, które są mu już znane; może to jednak utrudniać właściwą ocenę "nowego", co - moim zdaniem - nierzadko na tym blogu ma miejsce. Myślę, że gdyby możliwe było odrzucenie całej posiadanej wiedzy na temat wydarzeń z odpowiedniego okresu realnej historii, moja narracja byłaby bardziej zrozumiała i dużo łatwiejsza do przyjęcia.

      JKS

      Usuń