Akcja antypiracka na Mati i Pitu
Kontynuując udaną wspólną akcję antypiracką naszej kanonierki Tyfon i amerykańskiej Tacloban z początku tego roku
(Wiadomości z floty nr 10/1/1924), odpowiednie organa rządowe Polski, USA i Holandii zorganizowały
wspólną, jednoczesną akcję na bazy piratów w Mati na filipińskiej wyspie
Mindanao i w Pitu (w zatoce tej samej nazwy na południe od Daruby) na moluckiej
wyspie Morotai.
W
przedsięwzięciu udział wzięły: na Mati dwie kanonierki, nasza Tyfon (GB-8 1908) i amerykańska Tacloban (1923), na Pitu nasz krążownik Arawa (CL-19 1920) i holenderska
kanonierka Brinio (1912). Chociaż
operacje na obydwie bazy były skoordynowane w czasie, opiszę je kolejno.
Mati.
Do
zatoki Pujada Tyfon i Tacloban weszły o świcie. Zostawiając po
lewej burcie wyspę Pujada, a po prawej malutką wysepkę Waniban, okręty przyjęły
kurs NNW. Na czele szedł Tyfon, a za
nim w szyku torowym Tacloban. Przed
dziobami okrętów, trochę na lewo, wyłaniał się z lazurowej tafli morza malowniczy półwysep
zwany „Śpiącym Dinozaurem”. Po wejściu na trawers „Śpiącego Dinozaura”, okręty
zmieniły kurs na N, do Mati pozostały cztery mile. Na wybrzeżu panowała cisza,
port i osada były jeszcze pogrążone we śnie.
W
odległości 1,5 mili od portu okręty wykonały zwrot na NE, a następnie na NW,
ustawiając się prawymi burtami równolegle do wybrzeża. Zmniejszono prędkość do
6 węzłów. Tuż po wykonaniu ostatniego zwrotu z portu padł strzał, widocznie
jakiś rozbudzony członek załogi pirackiej dżonki dopadł – zapewne zdobycznej –
armatki Vickersa. Pocisk wzbił niewielką fontannę wody za rufą Tyfona, a przed dziobem Taclobana; strzał niezły i w kierunku i
w odległości! Odpowiadając na to „przywitanie”, dowodzący Tyfonem i całym zespołem kmdr ppor. Grajewski, dał sygnał do
otwarcia ognia. Trzy 6-calówki Tyfona
i trzy 4-calówki Taclobana rozpoczęły
– morderczy z tej odległości - ogień. Jednocześnie działka 57 mm z Tyfona rozpoczęły szybki ogień do
widocznych na tle budynków osady błysków wystrzałów. Wkrótce, jedna ze
stojących w porcie dżonek cała zajęła się ogniem, a następnie przewróciła na
burtę i pogrążyła w wodach zatoki. Druga dżonka - również trafiona - zamilkła,
ucichł również ogień prowadzony z budynków osady. W tej sytuacji kmdr Grajewski
rozkazał wstrzymać ostrzał oraz przyjąć kurs NE i przygotować się do wysadzenia
desantu.
Przed
rozpoczęciem akcji, na obydwu jednostkach zostały zaokrętowane niewielkie
oddziałki piechoty morskiej w liczbie 26 żołnierzy na Tyfonie i 15 na Taclobanie.
Teraz grupki te - wzmocnione kilkunastoma marynarzami – zajęły miejsca w
łodziach i ruszyły w kierunku drewnianego mola portu. Po wylądowaniu,
rozpoczęło się przeszukiwanie ocalałych statków, łodzi i budynków osady. Przy
wykonywaniu tych czynności nigdzie nie spotkano się z oporem;
ogólne
wrażenie było takie, że baza piratów została kompletnie zaskoczona, a obecni w
niej przestępcy całkowicie zszokowani i ogarnięci paniką.
Podczas
przeszukania odkryto w budynkach osady sporą ilość towarów, których charakter
jednoznacznie wskazywał na pochodzenie z morskiego rozboju. Dobra te zostały oczywiście
skonfiskowane i przewiezione na pokład Tyfona. Zatrzymano również 9 osób
podejrzanych o udział w pirackim procederze, część z nich trzeba było wyłowić z
wód portowych. Przypuszcza się, że na skutek ostrzału ok. 30 piratów zostało
zabitych, a bliżej nieustalona ilość (może 20?) zdołała ujść w okoliczne lasy. Szczęśliwie
obyło się bez ofiar wśród kobiet i dzieci. Przed powrotem na okręty, uczestnicy
desantu podpalili ocalałe sampany, pozostawiając nietkniętymi jedynie mniejsze
łodzie rybackie, aby nie odbierać ludności osady środków do przeżycia.
Uszkodzona dżonka została wzięta na hol. Zebrano również mieszkańców na największym placu i ostrzeżono, że w przypadku wznowienia działalności
pirackiej, wszyscy dorośli zostaną ukarani, a sama miejscowość
doszczętnie zniszczona.
Po
zakończeniu akcji, amerykańska kanonierka udała się do bazy Cavite, a polska na
Belitung, uwożąc ze sobą zdobytą dżonkę, skonfiskowane towary oraz jeńców.
Zarówno statek, towary, jak i ujęci piraci zostaną przekazani Trybunałowi w
Batawii; dżonka i dobra materialne celem ich zlicytowania, a piraci celem
ukarania.
Pitu.
Dowódcą
zespołu atakującego Pitu został dowodzący polskim krążownikiem kmdr por.
Adamowicz. Aby jak najdłużej utrzymać atak w tajemnicy, Arawa i Brinio udały się
na miejsce akcji dość okrężną drogą, omijając od wschodu wyspę Halmahera. Następnie,
jeszcze w ciemnościach nocy, okręty podeszły do rejonu na wschód od przylądka
Gila. Do Pitu było jeszcze ponad 4 mile.
Równo
ze wschodem słońca polsko-holenderski zespół ruszył kursem północnym wprost na
Pitu. Niebawem w szkłach lornet ukazała się śpiąca jeszcze osada oraz
zacumowane przy brzegu dżonka i kilkanaście mniejszych jednostek. W odległości
około jednej mili Arawa zwodowała
kuter motorowy i szalupę, na które przeszło 38 żołnierzy piechoty morskiej i 15
marynarzy, tymczasem Brinio osłaniał
tę operację. Kuter i wzięta przez niego na hol szalupa, zaczęły zbliżać się do
przystani.
Kiedy
do celu pozostało ok. dwóch kabli, z brzegu rozległo się kilkanaście wystrzałów
z broni ręcznej, a następnie kilka serii broni maszynowej. Na szczęście
wszystkie pociski były niecelne. W odpowiedzi Arawa i Brinio otwarły
ogień ze wszystkich swoich luf, zasypując przystań i osadę istną lawiną ognia.
Skutek był piorunujący; już po kilku salwach ogień przeciwnika ucichł, a desant
mógł kontynuować lądowanie. Jednakże po wyjściu na brzeg z ocalałych budynków
znów rozległy się strzały. Nie był to ogień zbyt intensywny ani skuteczny i po
kilku minutach cała osada została opanowana. Nie obyło się jednak całkowicie
bez strat; jeden żołnierz i jeden marynarz zostali – szczęśliwie niegroźnie –
ranni.
W
wyniku akcji dżonka, cztery sampany oraz trzy mniejsze łodzie zostały
zniszczone. Na terenie osady odnaleziono 26 ciał (niestety również kilku kobiet
i dzieci), a 17 osób podejrzanych o piractwo zostało ujętych, wśród nich prawie połowa
rannych. Skonfiskowano niewielkie ilości towarów, najprawdopodobniej
pochodzących z rozboju. Ponieważ na przystani nie było już niczego do
zniszczenia, po ostrzeżeniu ludności przed kontynuowaniem przestępczego
procederu, desant powrócił na Arawę.
Ujęci
piraci oraz skonfiskowane dobra zostaną przez kanonierkę Brinio przewiezione do Batawii, a Arawa powróci na Belitung.
Reperkusje.
Wszystkie
państwa będące członkami Międzynarodowej konwencji w sprawie zwalczania piractwa na obszarze Azji Wschodniej i Południowo-wschodniej złożyły organizatorom i
uczestnikom akcji oficjalne gratulacje.
Pojawiły
się jednak głosy (szczególnie w prasie amerykańskiej), że ostrzeliwanie i obciążanie
odpowiedzialnością ludności „cywilnej” jest bezprawne i niesprawiedliwe. Odpowiedzialni
za obszary, na których akcje zostały przeprowadzone, wyżsi oficerowie USNavy, Koninklijke Marine i PMW wyjaśnili, że ta rzekomo „niewinna” ludność trudni się paserstwem oraz w inny sposób
udziela pomocy piratom i jej niewinność jest tylko pobożnym życzeniem
niektórych, nieznających tamtejszych realiów dziennikarzy.
Dla
ułatwienia orientacji, załączam schematyczną mapkę obszaru obu akcji.
Ulegając
zachętom niektórych Czytelników, spróbowałem w tym poście użyć stylu
literackiego, przeze mnie nazywanego „kwiecistym” Jeśli efekty tej próby
przypadły Wam do gustu, będę powtarzał tego typu narrację w przyszłości, jeśli
nie, to wrócę do dawnego stylu „reportersko-telegraficznego”
Osobiście w dzisiejszych czasach bym to zdecydowanie potępił :) Ale takie działanie na początku XX w. byłoby traktowane "ze zrozumieniem".
OdpowiedzUsuńPiotr
Co tu potępiać? Każdy, kto łamie prawo winien się liczyć z konsekwencjami.
UsuńCzym się kończy pobłażliwe, "humanitarne" i ściśle zgodne z paragrafami traktowanie bandytów, terrorystów i innej swołoczy, widzieliśmy w ostatnich latach w Nowym Jorku, Londynie, Madrycie, Paryżu i w dziesiątkach innych miejsc.
Że ucierpiały lub mogły ucierpieć osoby rzeczywiście niewinne? Przykre, ale konieczne; gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą.
Wchodzisz do takiej wioski i widzisz 100 bosych obdartusów, powiedz, który z nich jest piratem, a który nie. Przecież nie noszą mundurów ani odznak. Nie mają "pirackich legitymacji" z pieczątką. Skoro taka akcja została przeprowadzona właśnie w tych miejscach, a nie gdziekolwiek, to znaczy, że były ku temu przesłanki, a wywiad wykonał swoją pracę. Poza tym to oni pierwsi otwierali ogień, niewinni rybacy raczej nie witają gości strzałami. No i skąd w spokojnych rybackich mieścinach towary z obrabowanych statków?
Tak, czy inaczej, opornych zabito, podejrzanych ujęto i odstawiono do Batawii, a tam już Trybunał będzie dochodził winy lub niewinności. Kropka.
JKS
Jak na ćwiczeniach. :)
OdpowiedzUsuńProponuję wysłać w obie zatoczki okręt Hydrograficzny z jakąś obstawą w celu przeprowadzenia rozpoznania czy w razie wojny miejsca te mogą być użyteczne dla okrętów podwodnych i ich zaopatrzeniowców. :)
Czy pieniądze za zlicytowaną jednostkę zostanie podzielona pomiędzy załogi okrętów zespołu który go przejął?
Jakie wyroki (średnie) otrzymali morscy rozbójnicy?
Jaką wartość miały przejęte dobra?
Czy broń i artyleria zostały zniszczony czy przejęte?
Styl narracji jak najbardziej prawidłowy. :)
Kpt.G
PS Szkoda że dziś nie można "przyorać" terenów pirackich...
Pacyfik może się sam obronić, zresztą nie sądzę, żeby po takim laniu ktoś jeszcze chciał do nas strzelać. Jeśli się upierasz przy eskorcie (asekurant!), weź dowolny, "bezrobotny" okręt.
UsuńSądzę, że mamy wystarczającą ilość baz zaopatrzeniowych w regionie. Jeśli bym jednak szukał dodatkowych punktów zaopatrzenia OP, to wybrałbym miejsca bezludne i mało uczęszczane.
UsuńZgodnie w Konwencją środki z będących własnością piratów i zlicytowanych dóbr przeznaczane są na pokrycie działalności Trybunału. Skonfiskowane towary pochodzące z rozboju zwracane są prawowitym właścicielom, a jeśli to nie jest możliwe, to również licytowane.
Wartość przejętych towarów oszacują rzeczoznawcy Trybunału, wstępnie ocenia się ją na kilkanaście tys. zł.
Skonfiskowane uzbrojenie, jako nienadające się dla sił regularnych, zostało zniszczone.
JKS
Zapomniałem, proces ujętych piratów jeszcze się nie odbył, trwa śledztwo mające ustalić rzeczywisty zakres winy każdego z nich. "Taryfikator" możliwych kar można znaleźć w poście z 13.01.2015.
UsuńJKS
Literacko styl jest, przynajmniej dla mnie, bez zarzutu. Gratuluję, choć spodziewałem się takiego obrotu sprawy.
OdpowiedzUsuńŁK
I jeszcze jedno: "Brinio" to ten z realu? Jeśli tak, to znalazł się dość daleko od macierzystych wód Morza Północnego!
OdpowiedzUsuńŁK
Tak, to on. W mojej historii stacjonuje w Holenderskich Indiach Wschodnich.
UsuńJKS
Jednostkę, wybudowaną do wspierania własnych torpedowców w przybrzeżnej strefie Morza Północnego, przerzuciłeś do HIW? To dość karkołomna koncepcja. Nie najlepsza dzielność morska tych okrętów raczej nie zachęcała do powierzania im służby oceanicznej.
UsuńŁK
Po prostu nie mogłem znaleźć niczego lepszego.
UsuńJKS